POLSKI  ENGLISH

BIOETYKA / WPROWADZENIE - Opinie i dyskusje
Jak uregulować badania naukowe na ludzkich embrionach?

Dr hab. Oktawian Nawrot, prof. UG

Jak uregulować badania naukowe na ludzkich embrionach? -
– uwagi członka Zespołu ds. Zasad Prowadzenia Badań Naukowych w Biomedycynie na marginesie europejskiej inicjatywy obywatelskiej „Jeden z nas”

Kwestia regulacji badań na ludzkich embrionach stanowi jedno z najbardziej kontrowersyjnych zagadnień współczesnej polityki bioprawa i związanej z nią praktyki legislacyjnej, zarówno na poziomie krajowym, europejskim, jak i międzynarodowym. Z jednej strony pojawiają się bowiem interesy osób cierpiących na określone dolegliwości, społeczeństwa oraz nauki, która dzięki badaniom na embrionach i embrionalnych komórkach macierzystych może się znacznie rozwinąć, z drugiej zaś godność istoty ludzkiej, która – w związku z koniecznością uprzedmiotowienia zarodka – doznaje naruszenia. Starania podejmowane w celu właściwego zwarzenia obu – w tym wypadku – kontradyktorycznych wartości przypominają próby rozwiązania przysłowiowego węzła gordyjskiego… zawsze kończą się cięciem.

Jedną z takich prób definitywnego, a jednocześnie spójnego aksjologicznie i prawnie, rozwiązania powyższego konfliktu była propozycja wprowadzenia zmian do porządku prawnego Unii Europejskiej, które zapewniłyby poszanowanie godności i integralności embrionu ludzkiego. Z inicjatywą wprowadzenia stosownych zmian wystąpili sami obywatele Unii w ramach tzw. europejskiej inicjatywy obywatelskiej – instrumentu mającego na celu bezpośrednie zaangażowanie Europejczyków w sprawy istotne dla nich wszystkich. Dnia 11 maja 2012 roku, stosownie do treści art. 4 ust. 2 rozporządzenia (UE) nr 211/2011 zarejestrowana i opublikowana bowiem została inicjatywa obywatelska „Jeden z Nas”. Przedmiotem inicjatywy – zgodnie z informacją podaną przez jej organizatorów przy rejestracji – była „prawna ochrona godności, prawa do życia i integralności każdej istoty ludzkiej od poczęcia w obszarach kompetencji UE, w których taka ochrona jest szczególnie istotna” [1]. Określając jej cele w formularzu rejestracyjnym organizatorzy wpisali zaś: „embrion ludzki zasługuje na poszanowanie jego godności i integralności. Zostało to potwierdzone przez ETS w sprawie Brüstle, w której uznano ludzki embrion za początek rozwoju istoty ludzkiej. Aby zapewnić spójność kompetencji unijnych w sprawach dotykających życia ludzkich embrionów, UE powinna zakazać i zakończyć finansowania aktywności, które implikują niszczenie ludzkich embrionów, w szczególności w obszarach badań, rozwoju i zdrowia publicznego” [2].

Po zebraniu w 28 państwach członkowskich 1 721 626 głosów poparcia (wymagany próg poparcia przekroczony został w 18 państwach członkowskich), dnia 28 lutego 2014 roku organizatorzy formalnie złożyli inicjatywę do Komisji Europejskiej.

Zanim przejdę do analizy stanowiska, które zajęła Komisja Europejska, pokrótce przedstawię istotę i kontrowersje związane z badaniami na ludzkich embrionach [3].

1. Kierunki badań na embrionach

Historia systematycznych badań na embrionach jest siłą rzeczy stosunkowo krótka sięga bowiem jedynie połowy XX wieku i wiąże się z liberalizacją ustawodawstw aborcyjnych. Krok ten miał bowiem bezpośrednio przełożyć się na możliwość przeprowadzania eksperymentów na szerokim i stosunkowo łatwo dostępnym „materiale badawczym” [4]. Kolejnym impulsem do intensyfikacji badań na embrionach było wyprowadzenie pierwszego etapu ludzkiej biogenezy z ustroju kobiety i przeniesienie go na szkło laboratoryjne – czyli przypadający na przełom lat 70. i 80. – rozwój metod sztucznej prokreacji. Ostatni jak dotąd etap rozwoju badań na embrionach rozpoczął się w połowie lat osiemdziesiątych XX. wieku i trwa (w przypadku wielu państw) do chwili obecnej. Obok pojawienia się regulacji prawnych obejmujących rzeczony fenomen okres ten charakteryzuje się swoistą „industrializacją” badań – embriony częstokroć „produkowane” są do z góry określonych celów, jak np. testy badawcze, źródło materiału biologicznego do celów transplantacyjnych, klonowanie etc. [5].

Dokonywane na ludzkich embrionach interwencje o charakterze naukowo-badawczym można porządkować według różnych zasad, z których – z punktu widzenia charakteru niniejszego opracowania – najistotniejsze wydają się cztery: cel badania, położenie embrionu, jego kondycja biologiczna oraz sposób powstania. Przyjmując jako fundamentum divisionis cel badania zwykło wyróżniać się badania o charakterze diagnostycznym, terapeutycznych i nieterapeutycznym. Uwagi zawarte w niniejszej części pracy dotyczyć będą co do zasady dwóch ostatnich kategorii badań. Druga z wymienionych zasad podziału, czyli położenie embrionu, prowadzi do wyodrębnienia badań, w których przedmiot interwencji stanowi embrion in vivo oraz embrion znajdujący się in vitro. W trzecim z podziałów wyróżnia się badania prowadzone na żywych i martwych embrionach. Ostatnia z wymienionych zasad umożliwia podział badań na badania, w których przedmiotem są embriony poczęte w sposób naturalny oraz embriony pochodzące z zapłodnienia pozaustrojowego [6]. Naturalnie poszczególne podziały można łączyć ze sobą i w ten sposób uzyskiwać złożoną siatkę interwencji naukowo-badawczych podejmowanych wobec ludzkich embrionów. Przykładowo przedmiotem badania może być poczęty w sposób naturalny, lecz wydobyty z ustroju kobiety, żywy zarodek lub pochodzący z zapłodnienia pozaustrojowego, martwy, nieimplantowany embrion.

Obecnie, rodzajem badań wywołującym najwięcej kontrowersji, a jednocześnie budzącym największe nadzieje, są interwencje podejmowane wobec żywego ludzkiego embrionu in vitro w stadium przed implantacyjnym. Do tego celu wykorzystuje się przede wszystkim zarodki poczęte w drodze zapłodnienia pozaustrojowego, jakkolwiek istnieje również możliwość poddania stosownej interwencji embrionu poczętego in vivo, a następnie wypłukanego z macicy. W ramach rzeczonych badań zwykło wyróżniać się dwa ich typy bezpośrednio sprzężone z planami dotyczącymi dalszego wykorzystania stanowiącego przedmiot ingerencji embrionu. Pierwszy typ interwencji dotyczy więc embrionów, które przewidziane są do implantacji w macicy kobiety, drugi typ, co do których wyklucza się możliwość użycia do celów prokreacyjnych.

Badania na embrionach przeznaczonych do implantacji przez długi czas dotyczyły doskonalenia technik związanych z zapłodnieniem pozaustrojowym. Obecnie jednak coraz częściej wysiłek naukowo-badawczy skierowany jest w stronę wpływania na jakość życia mającego się narodzić dziecka, za pomocą tzw. inżynierii genetycznej. Zastosowanie technik inżynierii genetycznej ma dwa zasadnicze cele: terapeutyczne i nieterapeutyczne. Jak wskazuje konotacja nazwy „cel terapeutyczny” interwencja tego rodzaju bezpośrednio zmierza do wyeliminowania, ewentualnie zminimalizowania negatywnych skutków choroby. W literaturze przedmiotu w tym znaczeniu często występuje też nazwa „terapia genowa” [7]. Interwencja o charakterze nieterapeutycznym zmierza zaś do „ulepszenia” genotypu – wprowadzenia zmian, w wyniku których określona jednostka posiadać będzie cechy uznane za „pożądane”.

Jak podaje Lee Silver, po raz pierwszy techniki inżynierii genetycznej zostały z powodzeniem zastosowane w 1973 roku, zaś przedmiotem interwencji była komórka bakterii. Zwieńczony sukcesem zabieg, którego efekt miał dotyczyć organizmu wielokomórkowego, przeprowadzony natomiast został w 1980 roku przez Franka Ruddle, Jona Godrona i George Scandosa z Uniwersytetu w Yale. Wymienieni naukowcy eksperymentowali na komórkach embrionalnych myszy, zaś przełomowy zabieg, który przeprowadzili, był w istocie niezwykle prosty. Pod mikroskopem umieścili płytkę z zapłodnionymi komórkami jajowymi. Następnie, za pomocą cienkiej igły, do przedjądrza jednej z nich wstrzyknęli fragmenty DNA. Obcy fragment DNA został przez komórkę „uznany” za własny i włączony w strukturę jednego z chromosomów. Gdy, wraz z rozwojem zarodka, a następnie płodu i w konsekwencji dojrzałego osobnika, dokonywały się podziały komórkowe, ulegał on powielaniu. Proces ten objął również komórki rozrodcze i w ten sposób zmiana została przekazana kolejnym pokoleniom [8].

Rozwój technik inżynierii genetycznej bardzo szybko doprowadził do pojawienia i rozprzestrzenienia się tzw. organizmów transgenicznych [9]. Obecnie bardzo szeroko rozpowszechnione są rośliny genetycznie zmodyfikowane, jak np. kukurydza, ziemniaki, pomidory, buraki cukrowe, tytoń i wiele innych [10]. Celem modyfikacji jest m.in. zwiększenie łatwości uprawy poprzez wzrost odporności roślin lub przystosowanie do trudnych warunków, zwiększenie trwałości, poprawa składu etc. W ślad za modyfikacjami roślin poszła modyfikacja zwierząt. Jej cele są analogiczne - ułatwienie hodowli i bezpośrednio z tym związane zwiększenie zysków m.in. poprzez przyspieszenie wzrostu zwierząt czy uodpornienie na określone choroby. Celem modyfikacji genetycznych zwierząt może być także doprowadzenie do powstania w ich organizmach białek wykorzystywanych następnie jako leki [11], zlikwidowanie immunologicznej bariery między człowiekiem a zwierzęciem dyskwalifikującej to ostatnie jako ewentualnego dawcę organów, zwiększenie ilości wytwarzanego mleka lub wpłynięcie na jego właściwości [12] etc. Techniki inżynierii genetycznej zostały również wykorzystane w tak egzotycznym celu jak „wyprodukowanie” kota dla osób uczulonych na sierść – sierść transgenicznego kota nie powoduje bowiem alergii, a nawet fluoryzujących w ciemności ryb akwariowych. Pomimo, iż problematyka GMOs zdecydowanie wykracza poza ramy niniejszego opracowania, które dotyczy badań na ludzkich embrionach, wspomnienie o możliwościach, a w zasadzie praktycznych zastosowaniach i to na szeroką skalę, technik inżynierii genetycznej w odniesieniu do roślin i zwierząt może unaocznić zakres oraz skalę potencjalnych modyfikacji genetycznych istot ludzkich. Wspomniany powyżej Jon Godron, ogłaszając sukces związany z modyfikacją genomu myszy, dał bowiem wyraźnie do zrozumienia, że jesteśmy już zaledwie o krok od ingerencji w genom człowieka [13].

Drugi, obok inżynierii genetycznej, kierunek badań na embrionach ludzkich, z którym wiążą się liczne nadzieje oraz obawy, koncentruje się wokół możliwości wykorzystywania tzw. embrionalnych komórek macierzystych (ang. Embryonic stem cells – ESC). Komórki macierzyste to komórki zdolne do nieograniczonego, ewentualnie długotrwałego samoodnawiania się bez dyferencjacji, a także wytwarzania przynajmniej jednego typu wysoko zróżnicowanych komórek ostatecznych. Aby to zobrazować zauważmy, że w organizmie ludzkim można wyróżnić około 220 różnych typów komórek zaś wszystkie one powstały w wyniku różnicowania wspomnianych komórek macierzystych. Komórki macierzyste, jak wynika z powyższego, pozyskać można z zarodków, jakkolwiek ich źródłem może być również dojrzały organizm. W ostatnim z wymienionych przypadków potencjał rozwojowy komórek jest jednak zdecydowanie mniejszy aniżeli w przypadku ESC [14]. Embrionalne komórki macierzyste odznaczają się bowiem totipotencjalnością, czyli mają nieograniczone możliwości rozwojowe – mogą dać początek wszystkim wyspecjalizowanym komórkom organizmu [15], a konsekwentnie i całemu organizmowi. Komórki tego rodzaju występują jedynie we wczesnych stadiach rozwojowych zarodka przy czym część autorów stwierdza, że obecne są one tylko w 2–4 blastomerowym zarodku ludzkim [16] inni, że nawet w 64 blastomerowym [17]. Pochodzące z węzła zarodkowego komórki macierzyste są już „tylko” pluripotencjalne co oznacza, że mogą dać początek wszystkim tkankom organizmu, ale nie trofoblastowi. Multipotencjalne komórki macierzyste, obecne w tkankach – tzw. „dorosłe komórki macierzyste” – mogą dać początek jedynie kilku typom zróżnicowanych komórek ostatecznych. Macierzyste komórki monopotecjalne, zwane także unipotencjalnymi, różnicują się zaś w jeden, określony typ komórek [18].

Jak wynika z powyższego, embrionalne komórki macierzyste mogą znaleźć szerokie zastosowanie w terapii wielu chorób. Niektórzy w zawiązku z tym mówią nawet o nastaniu nowej ery medycyny – medycyny stemcells. Wydaje się bowiem, że pluripotencjalne komórki macierzyste doskonale nadają się do regeneracji uszkodzonych tkanek i narządów, zaś przeprowadzone dotychczas eksperymenty przewidywania te potwierdzają. Przykładowo badania przeprowadzone w Niemczech dowiodły, że osoby po zawale, którym wstrzyknie się do tętnicy wieńcowej specjalnie przygotowane komórki macierzyste, mogą spodziewać się 36% redukcji uszkodzeń mięśnia sercowego i wzrostu jego wydolności o 10% [19]. Ponadto snuje się wizje wykorzystania ESCs do celów tzw. komórkowej terapii zastępczej (ang. Cell replacement therapy). Terapia ta to w istocie rodzaj transplantacji polegający na przeszczepieniu biorcy stosownego rodzaju komórek „otrzymanych w procesie różnicowania zarodkowych komórek macierzystych przeprowadzonym w warunkach laboratoryjnych” [20]. Zabieg ten mógłby okazać się niezwykle skuteczną alternatywą w leczeniu cukrzycy typu I, choroby Parkinsona, pląsawicy Huntingtona, stwardnienia rozsianego oraz zanikowego bocznego, leczeniu uszkodzeń rdzenia kręgowego, schorzeń układu krwiotwórczego i wielu innych. Gorącym zwolennikiem wykorzystania dla celów terapeutycznych ESCs był m.in. Chistopher Reeve, odtwórca roli Supermana, który w 1995 roku, podczas kręcenia zdjęć do kolejnej produkcji, uległ wypadkowi i doznał paraliżu. Wierzył, że wykorzystanie embrionalnych komórek macierzystych może doprowadzić do regeneracji uszkodzonego rdzenia kręgowego [21].

Obok komórkowej terapii zastępczej, embrionalne komórki macierzyste usiłuje się wykorzystywać w celu wytwarzania całych narządów. Przykładowo Anthony Atala, dyrektor Instytutu Medycyny Regeneracyjnej funkcjonującego przy Wake Forest University School of Medicine w Karolinie Północnej w Stanach Zjednoczonych, w 1999 roku, używając technik inżynierii tkankowej, „wyprodukował” zwierzęcy pęcherz. Kolejnymi wytworzonymi w warunkach laboratoryjnych narządami zwierzęcymi były: macica, pochwa, duże naczynia krwionośne, a także – w pełni sprawny – penis królika [22]. Oczywiście założonym celem jest odtworzenie uszkodzonych ludzkich narządów, co niezwykle obrazowo ujmuje sam dr Atala „Salamandrze może odrosnąć noga. Dlaczego nie miałoby być tak w przypadku człowieka?” [23].

Poza próbami urzeczywistnienia wskazanych wyżej celów terapeutycznych, badania na embrionalnych komórkach macierzystych przyczynić się mogą w znaczący sposób do pogłębienia wiedzy na temat ludzkiej embriogenezy. Odkrycia w tym zakresie mogą zaś się przełożyć na lepsze poznanie przyczyn utraty ciąży, powstawania patologii, bezpłodności etc., a także wypracowanie odpowiednich metod zapobiegawczych. ESCs stanowić mogą ponadto przedmiot badań w zakresie funkcjonowania genów człowieka oraz służyć jako materiał testowy dla leków i teratogenów, czyli czynników odpowiedzialnych za nieprawidłowości rozwojowe embrionu i płodu [24].

2. Etyczne aspekty inżynierii genetycznej i badań na embrionalnych komórkach macierzystych

Przedstawione powyżej zastosowania biomedycyny w olbrzymim zakresie pozostają poza zasięgiem możliwości współczesnej nauki i techniki, co więcej niektórzy uważają, że nigdy nie zostaną urzeczywistnione, a w związku z tym wszelkie związane z nimi dyskusje, w tym dotyczące potencjalnych dylematów moralnych, uznać co najwyżej można za postmodernistyczny refleks klasycznych rozważań dotyczących natury ludzkiej. Spoglądając jednak na nieustannie rosnące tempo rozwoju badań biomedycznych, można mieć poważne wątpliwości co do zasadności powyższego punktu widzenia. Ponadto, jak słusznie zwrócił uwagę Nicholas Agar, profesor etyki z Uniwersytetu Victoria, „nie powinniśmy ryzykować, iż pewnego dnia staniemy nieprzygotowani w obliczu inżynieryjno-genetycznego odpowiednika Hiroszimy. Lepiej mieć zasady na wypadek niemożliwych sytuacji, niż nie posiadać jakichkolwiek zasad odnoszących się do sytuacji, które nieoczekiwanie mogą zaistnieć” [25]. Tym samym namysł etyczny nad inżynierią genetyczną, nawet jeśli w dużej mierze odnosić się będzie do hipotetycznych sytuacji i zachowań, uznać należy za zasadny.

Rozpocznijmy od najpoważniejszej wątpliwości dotyczącej godziwości stosowania technik inżynierii genetycznej, a jednocześnie najbardziej odległej możliwości ich wykorzystywania – stworzenia „nowego człowieka”. Odnotujmy na wstępie, że problematyka stworzenia istoty ludzkiej, nie tyle na „obraz i podobieństwo Boże”, co na wzór marzenia sennego szalonego naukowca, to motyw doskonale znany literaturze światowej oraz kinematografii. Monstrum Frankensteinia, Golem, bohaterowie powieści Aldousa Huxleya „Nowy wspaniały świat” oraz filmu „Gattaca – Szok przyszłości” w reżyserii Andrew Niccol, a nawet w pewnym sensie niewinny Pinokio i jego uwspółcześniona wersja android David Swinton z filmu Stevena Spielberga „A.I. Sztuczna inteligencja”, stali się ikonami współczesnej nauki – uosabiając jej nadzieje i lęki. Oto człowiek, dotychczas podlegający twardym prawom natury lub wizji Stwórcy, zyskuje możliwość przejęcia sterów ewolucji we własne ręce, kształtowania siebie nie tylko w ramach zastanych granic, lecz wręcz ich wyznaczenia, redefinicji swojej natury. Zastrzeżenia pod adresem inżynierii genetycznej, które poniżej zostaną wyartykułowane funkcjonują już więc od wielu lat w świadomości publicznej, częstokroć w formie intuicji moralnych.

Analizując problem „nowego człowieka” zauważyć należy, że techniki inżynierii genetycznej potencjalnie umożliwiają modyfikację dowolnej, uwarunkowanej genetycznie cechy jednostki. Przykładowo, genetycy identyfikują „gen” [26] odpowiedzialny za wzrost, kolor oczu lub włosów, inteligencję itp. a następnie modyfikują go w celu uzyskania pożądanego rezultatu. Jeśli wspomniana modyfikacja dokonana zostanie na poziomie komórek rozrodczych, albo zarodka, jej konsekwencje odczuje nie tylko będąca przedmiotem interwencji istota ludzka lub istota powstała w wyniku użycia dla celów reprodukcyjnych zmodyfikowanych gamet, lecz także kolejne – pochodzące od niej – pokolenia. Naturalnie przyjąć można, że początkowo, dokonywane modyfikacje nie będą tak spektakularne, jak np. zwiększenie ilorazu inteligencji, a ograniczać się będą jedynie do cech warunkowanych przez pojedyncze allele (sekwencje kodujące w obrębie jednego genu). Ponadto interwencja inżynierów genetycznych przypuszczalnie dotyczyć będzie tylko tego, co uznane zostanie za dopuszczalne etycznie przez określoną wspólnotę. Obecnie za interwencje tego typu z pewnością uznać można zabiegi, których cel jest jednoznacznie terapeutyczny np. modyfikacja alleli odpowiedzialnych za mukowiscydozę, chorobę Taya-Sachsa etc. Wraz z rozwojem biotechnologii inżynierowie genetyczni prawdopodobnie osiągną możliwość usuwania mutacji objawiających się skłonnością do otyłości, cukrzycy, chorób serca itp. Kolejnym przewidywalnym krokiem okazać się może, na wzór genetycznej inżynierii roślin i zwierząt, uodpornienie istot ludzkich na określone jednostki chorobowe, jak np. HIV. Podkreślić należy w tym miejscu, że wszystkie dotychczas wymienione modyfikacje wydają się być pod względem molarnym możliwe do zaakceptowania bez większych zastrzeżeń, jakkolwiek wymienione w dwóch ostatnich zdaniach nie spełniają już roli terapeutycznej, służą zaś ogólnie rozumianej prewencji, niczym współczesne szczepionki. Tym samym zakres tego, co moralnie właściwe lub akceptowalne, w sposób częstokroć niezauważalny, ulega rozszerzeniu na interwencje, co do których w istocie nie został osiągnięty konsens społeczny, a nawet które de facto nie stanowiły przedmiotu dyskursu publicznego.

Kolejny krok prowadzący do stworzenia „nowego człowieka” objąć może – zgodnie z wizjami Lee Silvera [27] - modyfikacje genów związanych z percepcją oraz zdolnościami intelektualnymi. Zwiększenie możliwości poznawczych jednostki, zwłaszcza w okresie dzieciństwa, przyczynić się może do – pożądanego z punktu widzenia rodziców i szerzej społeczeństwa, a także hipotetycznie z punktu widzenia samej poddanej modyfikacjom jednostki – jej szybszego rozwoju i pełniejszej adaptacji do określonych warunków. Naturalnie idąc tak daleko zdecydowanie wykraczamy poza możliwości współczesnej biomedycyny, a być może wkraczamy na grunt czystej fantastyki. Celem powyższego przerysowanego opisu jest jednak unaocznienie pewnej możliwości, a jednocześnie wyraźne zarysowanie problemu, który pojawia się – póki co na płaszczyźnie teoretycznej – w związku z rosnącymi możliwościami inżynierii genetycznej. Mianowicie rzecz idzie o określenie cech konstytutywnych istoty ludzkiej lub – innymi słowy – natury ludzkiej. Rozwijając powyższą fantastyczną wizję L. Silver wspomina bowiem o możliwości podziału ludzkości na dwa lub więcej gatunków. Najprostszy podział, to podział na osobniki genetycznie zmodyfikowane, które Silver nazwał Genriczami i niezmodyfikowane – tzw. Naturali. „Jeżeli wiedza genetyczna i technika usprawniania genetycznego” – kreśli hipotetyczny scenariusz Silver – „będą się nadal rozwijać w tym samym tempie, klasy Genriczów i Naturali rozdzielą się na dwa osobne gatunki. Zniknie możliwość krzyżowania się tych dwóch gatunków, a także przestanie istnieć pociąg seksualny między ich przedstawicielami, tak jak nie istnieje pociąg seksualny między współczesnym człowiekiem a szympansem” [28]. Czy zatem inżynieria genetyczna nie może doprowadzić do powstania klasy jednostek istotnie różniących się od tych, które nie zostaną poddane modyfikacjom? Czy genetycznie zmodyfikowana natura, stanowić będzie mogła adekwatny punkt odniesienia, do posługiwania się takimi pojęciami jak równość, sprawiedliwość, godność – które stanowią fundament cywilizacji zachodniej? Jak słusznie zwraca uwagę Francis Fukuyama, nawet jeśli sny w rodzaju powyższego nigdy się nie spełnią, inżynieria genetyczna okazać się może jednym z najbardziej brzemiennych w skutki osiągnięć nauki [29], przy czym skutki te zachwiać mogą podstawami moralności i prawa, zmuszając ludzkość do porzucenia dotychczasowych paradygmatów oraz aksjomatów.

Odchodząc od futurystycznych wizji rozwoju technik inżynierii genetycznej i skupiając na tym, co realnym stać się może w bliższej perspektywie zauważmy, że perspektywa nawet niewielkiej modyfikacji genomu jednostki doprowadzić może do zachwiania swoistej równowagi międzypokoleniowej i międzyludzkiej, której podstawą jest wspomniana wyżej natura. Jak zauważa Jürgen Habermas, wybitny niemiecki filozof i socjolog [30], fundamentem współczesnych demokracji liberalnych jest uznanie autonomii „życiowej” jednostek, stanowiącej konsekwencję określonej, a priori przyjętej, wizji istoty ludzkiej. Zakłada się więc, a założenie to w istocie stanowi aksjomat, że jednostka ma możliwość samodzielnego kształtowania swojego losu – wyboru drogi rozwoju, systemu norm etycznych i ostatecznie samej siebie [31]. Jak pisał Søren Kierkegaard, człowiek zdaje się być „zadaniem danym mu i sobie wyznaczonym” [32]. Aby tego rodzaju autonomia nie była jednak pustym dźwiękiem, pozbawionym jakiejkolwiek konotacji, konieczne jest spełnienie kilku warunków, z których najbardziej podstawowym wydaje się być właśnie poszanowanie jej natury, wyłączenie jej z zakresu tego, co rozporządzalne. Możliwość ingerencji w genom jednostki prowadzi natomiast bezpośrednio do modyfikacji jej natury, a w konsekwencji wpływa na kształt jej istnienia. O ile bowiem biologiczne uposażenie, które współkonstytuuje „ja”, mogło dotychczas być modyfikowane jedynie w zakresie akcydensów, a tym samym zakres dokonanych zmian nie wpływał na istotę jednostki, o tyle obecnie realna staje się wizja zmiany – używając języka metafizyki – jej formy substancjalnej [33]. To, co stanowiło dotychczas przedmiot niewiadomej – posiadanie określonych genów, nie tylko przestaje być tajemnicą, lecz z wolna zaczyna wkraczać w obszar świadomie podejmowanych decyzji oraz wyborów i to nie podmiotu, który jako przedmiot ingerencji najbardziej odczuje zmiany w genotypie, lecz jego „twórców”. Możliwość zaprojektowania genotypu dziecka, a więc i w znacznym zakresie samego dziecka [34], uznać więc należy, za praktykę prowadzącą do modyfikacji natury istoty ludzkiej. Podążając konsekwentnie tą ścieżką rozumowania, powtórzyć należy, że następstwem opisanych działań jest możliwość podziału – chociażby na płaszczyźnie czysto intelektualnej – istot ludzkich na: „posiadające naturalną istotę (naturę)” i „nie-posiadające naturalnej istoty (natury)”. Uznanie zaś tego rodzaju ewentualności skutkować musi odrzuceniem, proklamowanej przez większość aktów z zakresu ochrony praw człowieka, naturalnej ludzkiej wolności i równości [35]. Wyłączając bowiem poza nawias koncepcje filozoficzne, na których wspiera się określona wizja istoty ludzkiej podkreślić należy, że to właśnie wielka niewiadoma związana z udziałem każdego w swoistej loterii genowej, w zasadniczym stopniu wpływa na to, iż postrzegamy siebie nawzajem, jako istoty, w swej naturze, równe [36]. Ponadto, jak podkreśla J. Habermas, jednym ze źródeł przekonania o równym statusie normatywnym wszystkich osób jest zasadnicza odwracalność relacji międzyludzkich – każda z istniejących form zależności, przynajmniej teoretycznie, może podlegać konwersji. W przypadku modyfikacji genetycznych możliwości te zastają niewątpliwie w sposób znaczący ograniczone [37].

Obok nadwyrężenia fundamentów systemów ochrony praw człowieka, skutkiem rozwoju inżynierii genetycznej może być konieczność przemodelowania dotychczasowych instytucji prawa rodzinnego lub nawet stworzenie nowych. Relacja zachodząca między rodzicem – projektantem, a zmodyfikowanym genetycznie dzieckiem – produktem, nie jest bowiem tożsama z klasyczną relacją rodzic – dziecko. Obecnie – co do zasady – dziecko, po osiągnięciu określonego stopnia dojrzałości może samodzielnie i krytycznie odnieść się do swojej przeszłości, teraźniejszości i ewentualnych planów związanych z jego przyszłością, co znajduje odzwierciedlenie w istniejących instytucjach prawnych. W przypadku dziecka genetycznie zmodyfikowanego, tego rodzaju możliwość może być w znaczącym stopniu ograniczona. Decyzja rodzica – projektanta, podjęta przed poczęciem dziecka, nie tylko obciąży je na całe życie, nie pozostawi mu nawet cienia możliwości uwolnienia się od jej skutków. „Genetyczny program jest niemym faktem, na który w pewnym sensie nie ma odpowiedzi; ten bowiem, kto wadzi się z cudzymi zamiarami utrwalonymi genetycznie, nie może – jak osobnik o genezie naturalnej – w toku refleksyjnie przyswajanej i dobrowolnie kontynuowanej biografii odnosić się do swych uzdolnień (i upośledzeń) tak, by zrewidować swoją samowiedzę i znaleźć produktywną odpowiedź na stan wyjściowy” [38].

Bezpośrednim następstwem ingerencji w genom istoty ludzkiej jest również potrzeba rozważenia i ewentualnej modyfikacji zakresu jej odpowiedzialności z tytułu popełnienia czynów zabronionych podjętych w związku z „naturalnymi”, czyli będącymi wynikiem modyfikacji, skłonnościami. Przede wszystkim pojawia się wątpliwość, czy tego rodzaju kategoria będzie adekwatna w stosunku do oceny działań dzieci – produktów, a jeśli tak, to na ile? Czy nie powinna ona doznać ograniczeń albo ulec wyłączeniu, podobnie jak ma to m.in. miejsce w przypadku osób chorych psychicznie? Analogicznie problematyczna stać się może kwestia ewentualnych roszczeń odszkodowawczych „dziecka na zamówienie” w stosunku do rodziców – projektodawców w sytuacji, gdy to pierwsze uzna „narzuconą mu” formę życia za w jakimś sensie niezgodną z jego oczekiwaniami? Czy zmodyfikowane genetycznie dziecko, które przykładowo zostanie po latach laureatem nagrody Nobla w dziedzinie medycyny, będzie mogło dochodzić odszkodowania od swoich rodziców, za to, że nie posiada uzdolnień plastycznych? [39]

Warto w tym miejscu zauważyć, że zasygnalizowane powyżej wątpliwości, dotyczące jakoby bardzo odległych następstw rewolucji biotechnologicznej, w olbrzymim stopniu odnoszą się do, opisanej w poprzednim rozdziale, praktyki diagnostyki preimplantacyjnej połączonej z selekcją embrionów. Poznanie genomu ludzkiego umożliwia bowiem coraz dokładniejsze przewidywanie, a wręcz określanie, cech dziecka już w embrionalnym stadium rozwoju. Konsekwentnie, dokonany przez rodziców świadomy wybór, mimo iż embrion nie jest modyfikowany, w swych następstwach rodzić może podobne problemy, co opisane powyżej hipotetyczne interwencje. Aby to w pełni zilustrować odwołajmy się do innego, na poły fantastycznego, scenariusza L. Silvera: w jednym z centrów medycznych przed ekranem komputera zasiadają szczęśliwi przyszli rodzice, którzy dokonać mają, powstałego dzięki wykorzystaniu ich gamet, embrionu in vitro w celu implantacji. Informacje wyświetlone na ekranie dotyczą kolejno: płci dziecka, docelowego wzrostu, wagi, chorób dziedzicznych, skłonności do chorób zakaźnych, innych cech fizjologicznych i fizycznych, wrodzonych cech osobowości i zdolności poznawczych. Rodzice wiedzą, że pragną mieć dziewczynkę, wybrali już nawet dla niej imię – Alicja. Pozostaje jedynie określić, który embrion to Alicja. Pierwszy etap selekcji jest więc prosty – odrzucają zarodki płci męskiej. Następnie odrzucają zarodki z wadami genetycznymi. Kolejnym etapem selekcji jest odrzucenie zarodków ze zwieszonymi skłonnościami do zapadania na choroby zakaźne lub umysłowe. Dalej decydującą rolę odgrywają cechy fizyczne jak wzrost, waga, kolor oczu etc., a także wrodzone predyspozycje [40]. Połączenie technik diagnostyki preimplantacyjnej i inżynierii genetycznej dać może rodzicom w zasadzie nieograniczone możliwości. Sama diagnostyka preimplantacyjna pozwala im na wybór w obrębie określonej puli zarodków, których cechy zdeterminowane są genami przekazanymi przez rodziców, stąd też odnalezienie „ideału” może być niewykonalne – mogą wybrać „dziecko” jedynie bardziej lub mniej odpowiadające ich wyobrażeniom doskonałego potomka, ewentualnie zrezygnować z planów prokreacyjnych. Jednak już ta możliwość sprawia, że dziecko zostaje uprzedmiotowione, a także w pewnym zakresie poddane ich woli. Na marginesie odnotować warto, że to nie tyle dziecko jako takie przedstawia dla rodziców wartość, wartość stanowi jedynie to dziecko, które odpowiada ich wizji.

Zwrócić należy w końcu uwagę na fakt, iż inżynieria genetyczna doprowadzić może do wzmocnienia istniejących podziałów społecznych, przede wszystkim na linii bogaci – biedni. Dostęp do technik inżynierii genetycznej, a nawet rozwijających się form diagnostyki preimplantacyjnej, za sprawą mechanizmów wolnorynkowych, ograniczony może być jedynie do kręgu osób odpowiednio majętnych. W efekcie doprowadzić to może do sytuacji, w której zdrowsi, sprawniejsi, lepsi będą bogaci. Konsekwentnie określone choroby, zwłaszcza uwarunkowane genetycznie, z czasem stanowić mogą problem jedynie ludzi biednych. Łącząc możliwości finansowe z postępem naukowo-technicznym nie trudno przewidzieć, że jeśli kolejne pokolenia osób majętnych w coraz większym zakresie korzystać będą z rosnących możliwości inżynierii genetycznej, które jednocześnie pozostaną poza zasięgiem osób gorzej sytuowanych, przepaść między wspomnianymi grupami pogłębiać się będzie coraz bardziej, aż w końcu – być może – uzna się, że niektórzy, ze swej zmodyfikowanej natury, przeznaczeni są do pełnienia określonych funkcji. Co więcej, wniosek tego rodzaju może okazać się niepozbawiony podstaw, a także możliwy do racjonalnego uzasadnienia. Zauważmy, że współcześnie do wielu funkcji powoływane są osoby, które „z natury” mają do nich predyspozycje i praktyka ta w żadnym wypadku nie jest odbierana jako forma dyskryminacji. Przykładowo, nikt raczej nie uznaje za niesprawiedliwie różnicującą praktykę powołania w skład narodowej drużyny piłkarskiej osób posiadających „naturalne” talenty piłkarskie, zdrowych, sprawnych etc. Podobnie czymś „naturalnym” jest, że osoby odznaczające się walorami intelektualnymi łatwiej odnajdują się w pracy umysłowej, zaś osoby uzdolnione manualnie prędzej odniosą sukcesy na innej płaszczyźnie. Na fakty te zwracali uwagę już starożytni. Sokrates wprost głosił, że jeśli ktoś posiada talenty artystyczne, powinien być artystą, jeśli ktoś przejawia zdolności w naukach ścisłych powinien zostać analitykiem, ekonomistą, księgowym itp. W interesujący sposób uwagi te przenosił również na grunt polityki. Twierdził, iż fakt, że dana osoba jest doskonałym muzykiem, lekarzem, rolnikiem, szewcem czy chemikiem nie predestynuje jej automatycznie do zajmowania się sprawami państwa [41]. W tym względzie potrzebne są bowiem inne umiejętności i talenty. Jeśli tego rodzaju sposób myślenia – odrzucany na płaszczyźnie politycznej przez współczesne demokracje liberalne – połączony zostanie z hipotecznymi drogami rozwoju inżynierii genetycznej, okaże się, że zmodyfikowane jednostki ze swej natury przeznaczone będą do zajmowania określonych stanowisk. Przy czym nie trudno jest przewidzieć jakiego rodzaju stanowiska wchodzić będą w grę [42].

Nie wybiegając jednak ponownie zbyt daleko w przyszłość odnotujmy, że współcześnie wyraźnie dostrzec można – wspomniane w poprzednim rozdziale – niebezpieczeństwo „dyskryminacji genetycznej” na innej płaszczyźnie. Informacja na temat genotypu jednostki, a zwłaszcza możliwość wystąpienia określonych chorób, wykorzystana być może przez podmioty zajmujące się działalnością na rynku ubezpieczeniowym. Zwiększone, potwierdzone badaniami genetycznymi, prawdopodobieństwo zachorowania przez określoną jednostkę przełożyć się może w sposób bezpośredni na wysokość składki ubezpieczeniowej, a nawet na możliwość objęcia określonym typem ubezpieczenia. Analogiczne formy dyskryminacji wystąpić mogą w związku z zatrudnieniem [43]. Jeśli następnie do możliwości diagnostycznych dołączone zostaną perspektywy terapii genowej, okazać się może, że wspomniane różnice w traktowaniu obu kategorii osób – poddanych modyfikacji i niepoddanych jej – ulegną pogłębieniu.

Odchodząc jednak od następstw rozwoju określonych technik inżynierii genetycznej, a skupiając się na ich istocie, podkreślić należy, że i w tym zakresie pozostają one niejednoznaczne z moralnego punktu widzenia. Jak zostało wyżej odnotowane, interwencja genetyczna względem ludzkiego embrionu, nawet ograniczona do celów ściśle terapeutycznych, prowadzi do przekazania zmodyfikowanych genów ewentualnemu potomstwu. Biorąc pod uwagę fakt, iż na obecnym etapie rozwoju biomedycyny nie istnieje możliwość przewidzenia wszystkich konsekwencji dokonywanych modyfikacji genetycznych, niemoralnym wydaje się narażanie go na potencjalne niebezpieczeństwo [44]. Wspomniane ryzyko jest tym większe i realniejsze, że – jak podkreśla F. Fukuyama – nie jest tak, iż „każdy gen produkuje jeden rodzaj informacyjnego RNA, który z kolei wytwarza jeden rodzaj białka” [45]. W praktyce oznacza to, iż pojedyncze geny mają de facto wiele funkcji. Przykładowo allel odpowiedzialny za określoną jednostkę chorobową może zwiększać odporność na inną, jak jest np. z anemią sierpowatą i malarią. Tym samym modyfikacja genu warunkującego „podatność na konkretną chorobę mogłaby mieć również drugo- i trzeciorzędne konsekwencje, których nie dostrzeżono by w momencie jego modyfikacji; skutki pojawiłyby się wiele lat później lub nawet w następnym pokoleniu” [46].

Niepewność co do skutków terapii genowej bezpośrednio związana jest z eksperymentalnym charakterem technik raczkującej inżynierii genetycznej. Część interwencji w zakresie terapii genowej linii zarodkowych kończy się śmiercią embrionu, inne – w związku z niewłaściwym funkcjonowaniem wprowadzonych do komórki fragmentów DNA – nie odnoszą zamierzonych skutków [47]. W związku z powyższym cześć bioetyków sugeruje powstrzymanie się z prowadzeniem badań na ludzkich zarodkach przynajmniej do czasu, aż określone techniki nie zostaną w pełni opanowane w zakresie interwencji na materiale zwierzęcym. Wydaje się, że jednak i wówczas prowadzenie terapii genowej ludzkich linii zarodkowych powinno obwarowane zostać kilkoma podstawowymi warunkami. Przede wszystkim ewentualna forma terapii musi być efektywna – wcześniejsze badania na odpowiednim materiale zwierzęcym w sposób jednoznaczny muszą dowodzić jej skuteczności, zaś spodziewane korzyści z nią związane w sposób znaczący powinny przewyższać nad potencjalnym ryzykiem. Ponadto słuszny wydaje się postulat, aby określona forma terapii spotkała się ze społeczną akceptacją [48]. W związku z tym ostatnim, na wzór regulacji dotyczących diagnostyki przedporodowej, powinna być prowadzona akcja informacyjna w zakresie rozwoju technik inżynierii genetycznej oraz ich implikacji medycznych, społecznych, ekonomicznych i prawnych. Postulat ten jest tym bardziej zasadny, że techniki inżynierii genetycznej, na tle wszystkich procedur biomedycznych dotyczących ludzkiej biogenezy, zdają się wyróżniać potencjalnie najdalej idącym wpływem na jednostkę, społeczeństwo, a nawet ludzkość jako taką.

Zarysowane powyżej etyczne wątpliwości dotyczące możliwości stosowania technik inżynierii genetycznej potęgują się w związku z perspektywami nieterapeutycznych modyfikacji genetycznych. Obok wspomnianej możliwości zmiany natury ludzkiej, której implikacje biologiczne, społeczne i prawne są trudne do przewidzenia, a także determinacji istoty ludzkiej, ingerencja w genotyp jednostki, w celu uzyskania określonych cech pozytywnych, prowadzi prostą ścieżką do wartościowania jednostek. Truizmem bowiem jest konstatacja, że jeżeli w wyniku ingerencji coś staje się lepsze, to automatycznie coś innego – co nie zostało poddane modyfikacji – w stosunku do tego pierwszego, okazuje się gorsze. W związku z opisywaną praktyką sformułowana więc zostać może – podlegająca bardzo prostej konfirmacji – hipoteza, iż niezmodyfikowany genotyp ludzki, jest gorszy od zmodyfikowanego. Jeśli następnie przyjmie się, nie pozbawioną w powyższym kontekście racji, perspektywę redukcjonizmu biologicznego [49], w świetle którego genotyp, odciskający potężne piętno na fenotypie jednostki, jest już w pewnym sensie istotą ludzką, konsekwentnie trzeba będzie uznać, że określona grupa jednostek jest lepsza od innej. Zaprezentowane powyżej rozumowanie niewątpliwie wpisuje się w swoistą ideologię eugeniczną, która kładzie się cieniem na niemalże wszystkich opisywanych w tej monografii praktykach.

Rozwijając powyższy wątek odnotować należy, że uznanie za słuszne pozytywnych form eugeniki, prowadzić może także do dyskredytacji i odrzucenia obecnej natury ludzkiej, jako niedoskonałej. W pierwszym rzędzie proces ten przejawiać się może – o czym była mowa w poprzednim rozdziale – w społecznej nieakceptacji ułomności genetycznych i dotkniętych nimi jednostek. Następnie, napiętnowana zostać może postawa odrzucająca możliwość „ulepszenia” potomstwa w celu zabezpieczenia go przed chorobami, zwiększenia możliwości etc. Osoby nieposiadające określonych cech spotykać się więc będą mogły z rozmaitymi formami ostracyzmu [50].

Akceptacja pozytywnych form eugeniki wywoływać musi niepokój również w związku z określeniem zespołu cech uznawanych za pożądane. Jeśli tego rodzaju cechy określać będzie władza państwowa, szybko dojdzie do realizacji najbardziej przerażających wizji totalitarnych. Jeśli zaś, tak jak sugeruje J. Habermas, w demokracjach liberalnych wyboru dokonywać będą rodzice, pragnący jak najbardziej ułatwić dziecku życiowy start, a także swoje własne marzenia, okazać się może, że wybory te będą nieracjonalne i niekorzystne dla dziecka. Tytułem przykładu przypomnijmy, iż kilka lat temu w Stanach Zjednoczonych Ameryki dwie głuche lesbijki pragnące mieć dziecko, jako dawcę nasienia wybrały mężczyznę, który posiadał genetycznie uwarunkowaną postać głuchoty. Dokonany wybór miał zwiększać prawdopodobieństwo, że poczęte in vitro dzieci także będą genetycznie obciążone głuchotą. Tak też się stało – dwoje narodzonych dzieci okazało się głuche. Zdaniem wspomnianych kobiet, przekazania dziecku głuchoty nie można przy tym traktować było w kategoriach zmniejszania jego możliwości jako, że głuchota w ogólności nie może być ujmowana w kategoriach niepełnosprawności, lecz w kategoriach „tożsamości kulturowej” [51]. Jednocześnie, w ich opinii, rodzic ma prawo oczekiwać, by jego dziecko posiadało wspólną z nim tożsamość kulturową [52].

Drugi z opisanych kierunków badań na embrionach, czyli potencjalne zastosowania embrionalnych komórek macierzystych, rodzi nie mniejsze zastrzeżenia moralne. Przede wszystkim przedmiotem licznych kontrowersji jest ocena sposobu pozyskiwania ESCs do celów badawczych. Ingerencja w strukturę embrionu podjęta w celu ich pozyskania de facto zawsze związana jest z jego zniszczeniem. Jeśli zatem przyjmie się, że ludzki embrion jest w istocie człowiekiem – osobą, wówczas wykorzystanie go, jako źródła komórek macierzystych, zarówno pod względem moralnym, jak i prawnym równoznaczne będzie z zabójstwem. Jeśli zaś, w ślad za Europejską Konwencją Bioetyczną, przyjmie się, że przysługuje mu status istoty ludzkiej, wówczas ingerencja w jego strukturę okaże się czynem różnym od zabójstwa, lecz jednoznacznie naruszającym przysługującą mu godność. Pierwsza z wymienionych perspektyw przyjmowana jest m.in. przez Kościół katolicki. Wychodząc od niej papież Benedykt XIV, a w ślad za nim Kongregacja Nauki Wiary stwierdza, „pobieranie komórek macierzystych z żywego ludzkiego embrionu (…) jest w poważnym stopniu niedopuszczalne. W tym przypadku, «badania, abstrahując od rezultatów, które mogą być przydatne w terapii, nie służą w rzeczywistości człowiekowi. Ich ceną jest bowiem zagłada istot ludzkich, które mają taką samą godność jak inne ludzkie jednostki i sami badacze. Historia sama potępiała w przeszłości taką naukę, nie tylko dlatego, że brak jej Bożego światła, ale także dlatego, że jest niegodna człowieka»” [53]. Warto odnotować, że przytoczona negatywna ocena, jakkolwiek wprost wpisuje się w antropologię katolicką i stanowi jej logiczne następstwo, z uwagi na generalny charakter i bezpośrednie odwołania do kategorii uznawanych w ramach światopoglądów niereligijnych – zwłaszcza konstrukcji istoty ludzkiej oraz przysługującej jej godności, prosto może zostać ekstrapolowana na grunt standardów bioetycznych Rady Europy. Tym samym wydaje się, że jedyną racjonalnie podbudowaną możliwością akceptacji działań prowadzących do zniszczenia ludzkiego zarodka, jest przypisanie go do kategorii bytów innych aniżeli „istota ludzka”.

Możliwość terapeutycznego wykorzystania ESCs, pomimo konieczności niszczenia zarodków, ma liczne grono entuzjastów. Argumentom metafizycznym – odwołującym się od określonej natury embrionu – przeciwstawiają oni argumenty utylitarne i związaną z nimi możliwość zabezpieczenia oraz realizacji interesów osób cierpiących na określone dolegliwości. Jak bowiem wspomniano w poprzednim podrozdziale, teoretyczne perspektywy zastosowania ESCs w ramach terapii są niezwykle szerokie. W efekcie dochodzi więc nieuchronnie do wyraźnego konfliktu pomiędzy interesami społeczeństwa oraz nauki, która dzięki badaniom na macierzystych komórkach embrionalnych może się znacznie rozwinąć, a dobrem istoty ludzkiej, która stanowić ma źródło materiału do terapii lub badań. Charakter owego konfliktu dobrze unaocznia wypowiedź Roberta Lanzy, pracującego na słynącym m.in. z badań nad ESCs, Wake Forest University School of Medicine, który w 2001 roku stwierdził, że wszelkie opóźnienia we wskazanych badaniach generują koszty w postaci ludzkiego cierpienia. „Według danych ośrodków funkcjonujących w ramach Narodowego Centrum Kontroli Chorób dla celów Statystyki Zdrowotnej około 3000 Amerykanów umiera każdego dnia z powodu chorób, które w przyszłości mogą być leczone za pomocą komórek i tkanek uzyskanych z embrionalnych komórek macierzystych. Wierzymy, że wspomniane pilne potrzeby zdrowotne dostarczają solidnych podstaw moralnych dla kontynuowania badań nad embrionalnymi komórkami macierzystymi” [54]. Jednocześnie Lanza wskazuje, że ustanowienie zakazu prowadzenia wspomnianych badań, nie przełoży się na wyeliminowanie praktyki niszczenia ludzkich embrionów. Ta bowiem jest w nieporównywalnie większym zakresie związana z szeroko rozpowszechnionymi technikami zapłodnienia in vitro. Ponadto do celów badań nad ESCs wystarczy stosunkowo niewiele linii embrionalnych komórek macierzystych, które mogą się dzielić w zasadzie w nieskończoność. W związku z powyższym nie zachodzi potrzeba pozyskiwania do badań, a w ich konsekwencji niszczenia kolejnych embrionów ludzkich [55]. Jak podaje H. Bartel w 2003 roku na świcie w różnych laboratoriach prowadzono badania na ponad 70 koloniach ludzkich komórek [56]. W tym świetle Lanza formułuje intrygujące, lecz jednocześnie demagogiczne, pytanie: czy z etycznego punktu widzenia właściwsze jest ich wyrzucenie, czy też wykorzystanie do celów badawczych?

Argumentując dalej na rzecz prowadzenia badań nad ESCs R. Lanza stwierdza, iż współczesne społeczeństwa demokratyczne – sam posługuje się wyłącznie przykładem Stanów Zjednoczonych Ameryki – są etycznie i światopoglądowo zróżnicowane. Część obywateli, oceniając np. możliwość terapeutycznego wykorzystywania ESCs odwołuje się do argumentów natury religijnej, dla innych argumentacja tego rodzaju jest natomiast nie do przyjęcia. Zdaniem Lanzy rolą państwa – które powinno zachowywać neutralność światopoglądową - nie jest zajmowanie stanowiska w tego rodzaju sporze, opowiadanie się po jednej ze stron konfliktu, lecz prowadzenie polityki, która ma służyć promocji zdrowia publicznego i dobrobytu. W tym kontekście interesująco brzmi też uwaga dotycząca zasadności finansowania badań nad ESCs z budżetu państwa. W opinani Lanzy odmowa ich wsparcia ze środków publicznych w żaden sposób nie przyczyni się do ich wyeliminowania, a jedynie spowolni tempo rozwoju. Jednocześnie wycofanie wsparcia publicznego spowoduje, iż opierając się na funduszach pochodzących z prywatnych źródeł, badania te w praktyce znajdą się poza wszelkimi formami kontroli [57].

Podkreślić należy, że przytoczony wyżej przykład argumentacji, na rzecz właściwości prowadzenia badań nad embrionami ludzkimi, mimo iż jego celem jest wykazanie ich moralnej neutralności, a nawet słuszności, w istocie omija najważniejsze kontrowersje moralne z nimi związane. Nie rozważając, a w konsekwencji nie rozwiązując problemu statusu ludzkiego embrionu, koncentruje się na potencjalnych, niesłychanych korzyściach, jakie mogą z nich odnieść osoby cierpiące z powodu aberracji genetycznych. Jednocześnie przekonując do ich słuszności wskazuje potencjalnie niskie koszty – brak potrzeby niszczenia większej ilości embrionów, w stosunku do spodziewanego zakresu korzyści. Tym samym cała linia argumentacyjna w istocie sprowadza się do słynnego powiedzenia Machiavella „cel uświęca środki”. Jak jednak słusznie wskazywał Jan Paweł II: „Usunięcie węzła zarodkowego (ICM) blastocysty, które poważnie i nieodwracalnie uszkadza embrion ludzki, przerywając jego rozwój, jest czynem wysoce niemoralnym i dlatego wysoce niedopuszczalnym. Żaden cel uważany za dobry, taki jak wykorzystanie komórek macierzystych do przygotowania innych komórek zróżnicowanych w celu ich zastosowania w metodach terapeutycznych, z którymi wiązane są wielkie oczekiwania, nie może usprawiedliwić takiego zabiegu. Dobry cel nie czyni dobrym działania, które samo w sobie jest złe” [58]. Nie negując więc w żadnym wypadku jednoznacznie pozytywnej wartości efektu, który ma zostać za pomocą opisanych badań osiągnięty – minimalizacji cierpienia, wskazać należy na poważne mankamenty tego rodzaju argumentacji w zakresie przyjmowanych racji [59].

Zgodnie z tym, co wyżej odnotowano, w trakcie badań nad zarodkowymi komórkami macierzystymi uzyskanymi z żywego ludzkiego embrionu dochodzi do jego pełnego uprzedmiotowienia. Dobro, które ma zostać osiągnięte, nigdy nie jest jego dobrem. Sposobem na rozwiązane tego problemu, jak wyżej wspomniano, jest odmówienie przyznania zarodkowi ontycznego, moralnego oraz prawnego statusu istoty ludzkiej, lub tego rodzaju przemodelowanie konstrukcji „istoty ludzkiej”, aby nie wiązała się z nią kategoria godności lub kategorie do niej zbliżone. Realizacją pierwszej ze wspomnianych możliwości jest m.in. teoria pre-embrionalnego okresu rozwoju. Zgodnie z nią, w stadium pomiędzy zapłodnieniem a zakończeniem procesu implantacji w macicy, czyli w trakcie plus/minus czternastu pierwszych dni naturalnego rozwoju prenatalnego, rozwijający się „byt”, nazywany pre-embrionem, nie wykazuje cech charakterystycznych dla jednostki. Nie jest on więc niepodzielny, niestapialny i odróżnialny od innych bytów. Podzielność pre-embrionu oznacza, że ilość istot ludzkich, które mogą się z niego rozwinąć nie jest jednoznacznie zdeterminowana, przy czym podział ten może odbyć się naturalnie. Stapialność oznacza możliwość połączenia kilku pre-embrionów, tak by powstał jeden organizm. Pre-embrion nie posiada w końcu cech swoistych umożliwiających jego jednoznaczną identyfikację [60]. Innym, bardziej radykalnym, przykładem przesunięcia kategorialnego ludzkiego embrionu, jest propozycja Petera Singera, który nie tylko na cały okres prenatalny, ale także na określone stadia postnatalnego rozwoju jednostki, rozciąga zakres nazwy „nie-istota ludzka” [61].

Na tle powyższych kontrowersji zauważyć należy, że nie tylko żywe zarodki in vitro stanowią źródło komórek macierzystych. W okresie prenatalnym komórki te pozyskuje się również z krwi pępowinowej, a także z tkanek płodów. Wykorzystanie pochodzących z tego źródła komórek, zwłaszcza gdy w drugim przypadku płód jest martwy, zdaje się nie rodzić większych problemów moralnych. W przypadku pozyskiwania komórek z krwi pępowinowej, co z reguły następuje w okresie porodu, wymagana być musi uprzednia zgoda matki lub rodziców. Status krwi pępowinowej nie różni się bowiem od statusu narządów, tkanek lub komórek pobieranych dla celów transplantacyjnych. Z tych samym względów uznać ją należy za res extra commercium. Ewentualne zastrzeżenia moralne związane z pozyskiwaniem komórek macierzystych z krwi pępowinowej wiązać się mogą z tymi przypadkami, w których świadomie dochodzi do poczęcia dziecka, w celu jej pobrania. Działanie takie może być przykładowo związane z koniecznością terapii narodzonego wcześniej, chorego brata lub siostry [62]. Wówczas, z punktu widzenia etyki, dochodzi do pełnej instrumentalizacji istoty ludzkiej, która nie jest celem samym w sobie, lecz narzędziem do realizacji innych celów [63].

W przypadku praktyki pozyskiwania komórek macierzystych z tkanek martwych płodów, warunkiem sine qua non jej godziwości jest brak związku śmierci płodu z mającą zostać podjętą procedurą badawczą. W przeciwnym bowiem wypadku, sformułowane powyżej zastrzeżenia, w całej rozciągłości znalazłyby do niej odniesienie. Określając warunki godziwości badań na komórkach macierzystych pobranych z tkanek martwych płodów Kościół katolicki do powyższego dodaje obowiązek traktowania ich zwłok z takim samym szacunkiem, co zwłok pozostałych istot ludzkich. Za słuszny z tego punktu widzenia uznać należy postulat, aby przed wszczęciem określonej procedury badawczej, śmierć płodu została ustalona w sposób nie pozostawiający wątpliwości [64]. Ponadto zgodzić się należy z warunkiem uzyskania zgody dawców gamet lub przynajmniej osoby, od której pochodziła komórka jajowa, a która pragnęła realizować własny program prokreacyjny, na wykorzystanie powstałego z nich embrionu lub płodu. Nie ulega również wątpliwości, że za sprzeczne z godnością istoty ludzkiej, uznać należy wszelkie formy handlu uzyskanymi w ten sposób komórkami macierzystymi [65].

Kończąc krótki przegląd kontrowersji etycznych dotyczących możliwości prowadzenia i rozwoju badań na ludzkich embrionach, raz jeszcze podkreślić należy jego fragmentaryczność. Zwrócono w nim bowiem uwagę jedynie na wybrane, najbardziej newralgiczne kwestie. Jednocześnie prawdopodobnym jest, że zagrożenia o których wyżej wspomniano nigdy nie zaistnieją, pozostaną na zawsze w sferze fantastyki naukowej. Koncentrując się jednak, na krańcowych stadiach określonego procesu, można w sposób najefektywniejszy ukazać jego mechanizmy oraz istotę, a tym samym zrekonstruować wątpliwości z nim związane. Niezależnie więc od tego, czy kiedykolwiek dojdzie do stworzenia „nowego człowieka”, czy też nie, jasnym jest, że rozwój inżynierii genetycznej bezpośrednio związany jest z tym, co nazywamy naturą ludzką, duszą lub istotą człowieczeństwa. Zasadnicze pytanie, które na płaszczyźnie moralnej należy więc postawić brzmi: czy działania zmierzające bezpośrednio do modyfikacji wspomnianej natury uznać należy za godziwe, czy też nie? Innymi słowy, czy sama natura ludzka, jest czymś, co zasługuje na ochronę prawną, czy też nie? Idąc jeszcze dalej zapytać można: czy natura ludzka stanowi swego rodzaju constans czy też może, tak jak i społeczeństwo, państwo, moralność, prawo i każdy w zasadzie aspekt istnienia człowieka, podlegać modyfikacjom? Jeżeli tak, to w jakim zakresie?

Drugi z opisanych kierunków rozwoju badań na embrionach w istocie także dotyczy problematyki natury ludzkiej. O ile jednak w przypadku inżynierii genetycznej pytanie „czym ona jest?” w istocie nie padało, uwaga koncentrowała się bowiem na tym, czy możemy ją zmieniać, o tyle w przypadku badań na embrionalnych komórkach macierzystych zasadniczą kwestią staje się status ludzkiego zarodka. Czy ta początkowa forma istnienia każdej jednostki ludzkiej, pod względem ontycznym, moralnym, a w ślad za nimi i prawnym jest bądź powinna zostać uznana za to samo, co istota ludzka, lub nawet szczególna jej postać, czyli osoba, czy może z pewnych względów nie? Jeśli tak, jakiego rodzaju są to względy? Czy tylko utylitarne, czy też posiadające silniejsze umocowanie?

Oba zasadnicze problemy, związane z przedstawionymi kierunkami badań, dotyczą całego spektrum interwencji biomedycznych dotyczących ludzkich zarodków. Przykładowo problem tworzenia hybryd ludzko-zwierzęcych bezpośrednio wiąże się z zagadnieniem wartości natury ludzkiej i granic jej modyfikacji. Problem tworzenia zarodków przy użyciu nasienia pochodzącego od kilku mężczyzn, czy też podjęcie próby ektogenezy, czyli implantacji ludzkiego zarodka w zwierzęcej macicy, wymaga rozwiązania wątpliwości dotyczących możliwego naruszenia godności istoty ludzkiej etc. W żadnym więc wypadku ucieczka od podstawowych pytań filozoficznych nie wydaje się możliwa.

3. Badania na embrionach a inicjatywa „Jeden z nas”

Stosownie do poczynionych wyżej uwag, organizatorzy europejskiej inicjatywy obywatelskiej „Jeden z nas” uznali, iż „embrion ludzki zasługuje na poszanowanie jego god