POLSKI  ENGLISH

BIOETYKA / WPROWADZENIE - Opinie i dyskusje
Dwie refleksje po lekturze głosu drugiego Janiny Suchorzewskiej Dwie refleksje po lekturze głosu drugiego Janiny Suchorzewskiej

Kazimierz Szewczyk

Dwie refleksje po lekturze głosu drugiego Janiny Suchorzewskiej

Drugi głos prof. Janiny Suchorzewskiej skłonił mnie do dwu refleksji [1].

Pierwsza dotyczy miejsca sądu w daremności proceduralnej. Jest także dostrzeżeniem i przyznaniem się do błędu, będącego zapewne przyczyną zaistniałego nieporozumienia między Polemistką a mną. Jest to błąd poważny, szczególnie w debatach bioetycznych odnoszących się do kresu życia. Dotyczy bowiem – eufemistycznie rzecz ujmując – niezbyt precyzyjnego ujęcia moich intencji. Rzeczywiście napisałem we wprowadzeniu do debaty, że „Dla zmniejszenia wady nadmiernego formalizmu wskazana byłaby możliwość rozpatrywania przez sądy zasadności uznania terapii za daremną”. Powtórzyłem ten pogląd w formie nieco złagodzonej w zakończeniu tekstu drugiego.

Tymczasem, jak mi uświadomiła polemika z prof. Suchorzewską, zdanie to powinno brzmieć: „Dla zmniejszenia wady nadmiernego formalizmu rozwiązania teksańskiego, wskazana byłaby możliwość włączenia na ostatnim etapie procedury, sądu rozpatrującego zasadność uznania przez lekarzy terapii za daremną”. Przypomnę, że w rozwiązaniu teksańskim sąd zgadza się (lub nie) tylko na wydłużenie czasu poszukiwania szpitala, który zdecyduje się przyjąć pacjenta. Natomiast w moim (postulowanym) ujęciu sąd byłby ostateczną instancją odwoławczą dla tej niewielkiej – niecałe 5% – liczby chorych (pełnomocników), którzy po przebyciu wcześniejszych etapów procedury, nadal nie zgadzają się z opinią lekarzy.

Opracowanie regulacji bioetycznych i norm prawych daremności ułatwiło sądom pracę. Te bowiem, jak stwierdził Europejski Trybunał Praw Człowieka w sprawie Oliviera Burke’a, nie autoryzują medycznych działań a jedynie orzekają, czy proponowana interwencja jest zgodna z prawem („the courts do not as such authorize medical actions but merely declare whether a proposed action is lawful”) [2].

Decyzja sądu w Toruniu przyznająca rację lekarzom, a nie rodzinie chorej nalegającej na usunięciu guza mózgu [3], rozwiała moje obawy tyczące włączenia sądu jako instancji apelacyjnej w procedurę daremności. W Toruniu odwołano się do art. 32.2. Ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty („Jeżeli pacjent jest małoletni lub niezdolny do świadomego wyrażenia zgody, wymagana jest zgoda jego przedstawiciela ustawowego, a gdy pacjent nie ma przedstawiciela ustawowego lub porozumienie się z nim jest niemożliwe – zezwolenie sądu opiekuńczego”). Myślę, że o wiele bardziej – powiedzmy – humanitarne byłoby orzeczenie sądu oparte na procedurze daremności. Córka była „zszokowana” decyzją matki i można się spodziewać, że nie do końca pogodziła się z nią. Uruchomienie już pierwszych etapów procedury, np. takich jak w Wytycznych PTAiIT, mogłoby z dużym prawdopodobieństwem (ponad 95%) doprowadzić do uzgodnienia stanowisk i usunięcia szoku córki. Gdyby tak się nie stało, wówczas sąd byłby tylko instancją odwoławczą. Inaczej mówiąc, orzeczenie sądu włączone w procedurę daremności byłoby zatem także bardziej sprawiedliwe względem rodziny.

I kolejny przykład mojego braku precyzji, tym razem „kompozycyjnej”. Otóż, akapit sąsiadujący z omawianym zdaniem („Dla zmniejszenia wady nadmiernego formalizmu wskazana byłaby możliwość rozpatrywania przez sądy zasadności uznania terapii za daremną”), rozpoczynam od konstatacji: „Istnieje wiele dobrych powodów uzasadniających ten pogląd i osłabiających argumentację radykalnych krytyków daremności. Włączenie analizowanej instytucji w zasób rozwiązań bioetyki i prawa stanowionego”…. i tu wymieniam zalety daremności przywołane przez prof. Suchorzewską. Taka kompozycja w istocie sugeruje, że to włączenie sądów w orzekanie daremności skutkuje tymi korzyściami. Mnie zaś chodziło o to, że włączenie całości procedury daremności w regulacje bioetyczne i prawne ma wymienione pozytywy.

W tym miejscu wypada mi przeprosić prof. Suchorzewską za zawinione przeze mnie nieporozumienie i podzielić się drugą refleksją. Czy rozbudowywane regulacje bioetyczne (ale także prawne) nie zmniejszają odpowiedzialności moralnej (ale także prawnej) lekarza za podejmowane decyzje? Problem ten zasługuje na pogłębioną analizę, o czym wspomina prof. Suchorzewska, a do której obecnie nie czuję się dostatecznie przygotowany. Zasygnalizuję więc tylko zagadnienie, odwołując się do doktryny świadomej zgody. Zdaniem (radykalnych) krytyków tej instytucji „służy ona nie tyle promocji wartości moralnej autonomii, ile zdjęciu odpowiedzialności z profesjonalistów opieki zdrowotnej za leczenie będące w interesie pacjentów i przeniesieniu jej na chorych” [4]. Takie przenoszenie odpowiedzialności czyni z opieki zdrowotnej przedsięwzięcie usługowo-biznesowe. Pacjent-świadczeniobiorca, jak klient, wybiera spośród usług oferowanych mu przez lekarzy-świadczeniodawców. Dochodzi do zjawiska „de-moralizacji” (od-moralnienia) medycyny. Przekształcenia jej z działalności etycznej we wspomniane przedsięwzięcie biznesowe. To jest bardzo ostra krytyka, traktuję ją zatem jako roboczy punkt wyjścia do dalszej dyskusji.

[1] /dzialy.php?l=pl&p=30&i=3&m=19&n=1&z=0&k=60

[2] European Court of Human Rights, Decision As to the Admissibility of Application no. 19807/06 by Olivier Burke Against the United Kingdom, Strasbourg 11 July 2004, s. 8;

http://www.willtolive.co.uk/les_burke/pdf/ECHuR_decision.pdf

3 Internetowy portal „terMedia”, Operacja guza mózgu u 92-latki? Rodzina mówi "tak", a sąd "nie;

http://www.termedia.pl/mz/Operacja-guza-mozgu-u-92-latki-Rodzina-mowi-tak-a-sad-nie-,22051.html

[4] J.R. Montgomery, Law and the Demoralization of Medicine, “Legal Studies” 2006, nr 2;

https://www.researchgate.net/publication/229792566_Law_and_the_Demoralization_of_Medicine