| |||
BIOETYKA / ETYKA MEDYCZNA - KazusyKazus Karen Quinlan - opisAdopcyjni rodzice dziewczyny byli praktykującymi katolikami. Na początku 1975 roku 21 letnia Karen Quinlan wbrew ich woli wyprowadziła się z domu i zamieszkała z przyjaciółmi. W kwietniu tegoż roku utraciła świadomość. W miarę upływu czasu pojawiające się objawy jednoznacznie wskazywały, że wchodzi w utrwalony stan wegetatywny. Okoliczności jej choroby nie są do końca jasne. Podczas przyjęcia urodzinowego kolegi po wypiciu nieco dżinu z tonikiem poczuła się źle i została przez współmieszkańców odwieziona do domu. Po położeniu do łóżka natychmiast zasnęła. Przyjaciele wrócili po ok. 15 minutach sprawdzić jej stan. Karen nie oddychała. Do przyjazdu służb ratowniczych próbowano bez powodzenia przywrócić jej oddech metodą usta-usta. Udało się to ratownikowi. Pacjentka jednak nie odzyskała świadomości. Współmieszkańcy nie ujawnili powodu zaniepokojenia stanem Karen. Pacjentkę zawieziono do pobliskiego szpitala. Nie dysponował on jednak neurologiem. Z tego powodu po 9 dniach przetransportowano ją do dużego katolickiego szpitala w Denwer stan New Jersey mającego lekarzy tej specjalizacji. Po przyjęciu chorej na oddział intensywnej opieki medycznej pierwszej lecznicy stwierdzono brak kilku pigułek valium (diazepamu) w butelce, którą chora miała przy sobie. Przypuszczalnie zażyła je podczas przyjęcia. Diazepam jest specyfikiem przeciwlękowym działającym na układ nerwowy i nie wolno go używać wraz z alkoholem. Dziewczyna była na intensywnej diecie odchudzającej, najprawdopodobniej wspomaganej farmakologicznie. Jej koledzy twierdzili, że Karen zażywała narkotyki, czemu rodzice kategorycznie zaprzeczali. Jest wielce prawdopodobne, że to właśnie skumulowany efekt tych specyfików zahamował oddech i był przyczyną nieodwracalnego uszkodzenia mózgu wywołanego jego niedotlenieniem. W szpitalu Karen podłączono do respiratora i karmiono dożylnie. Podłączenie do wentylatora wymagało tracheotomii (otworu w tchawicy na wysokości gardła, przez który podawane jest powietrze). W momencie jego wtłaczania pacjentka wykonywała ruchy gałkami ocznymi i rękami sprawiające na rodzicach wrażenie silnej reakcji bólowej. Wrażenie to wzmacniały podobne do jęków dźwięki wydawane przez chorą. Lekarze nie uprzedzili rodziców, że regulamin szpitala nie zezwala na wyłączenie już podłączonego respiratora. Po 5 miesiącach trwania stanu wegetatywnego ciało Karen zaczęło wykazywać objawy neurologicznych uszkodzeń właściwych dla ofiar udaru mózgu – mięśnie napinały się jak struna i chora gwałtownie traciła na wadze. Sztywność mięśni uniemożliwiła dalsze dożylne podawanie pokarmu i nawadnianie. Aby zapobiec wygłodzeniu na śmierć zaordynowano wysokaloryczną dietę podawaną przez sondę nosowożołądkową. Po zmianie sposobu implementacji pokarmu chora często wymiotowała co groziło uduszeniem. Matce Karen podawanie kalorycznego pokarmu przez sondę wydawało się całkowicie bezsensowne, jakkolwiek nie kwestionowała konieczności odżywania córki. Biorąc pod uwagę stan chorej dawano jej „jedną szansę na milion” odzyskania świadomości. Jednakże zdaniem części personelu szpitala, nawet taka szansa na wyzdrowienie obliguje do kontynuowania terapii. Rodzina – rodzice i siostra – pacjentki potrzebowała kilku miesięcy, aby pogodzić się z myślą, że chora nigdy nie odzyska świadomości i szansa jeden na milion jest szansą czysto teoretyczną. Według nich, Karen dwukrotnie w rozmowie z nimi stwierdziła, że nie chce być utrzymywana przy życiu podłączona do aparatury jak roślina. W podjęciu decyzji pomógł im proboszcz ich macierzystej parafii przywołując nauczanie Piusa XII o środkach zwyczajnych i nadzwyczajnych. Zapewnił ich, że zgodnie z nim respirator, do którego jest podłączona Karen można uznać za środek nieproporcjonalny i zaprzestać sztucznej wentylacji pacjentki. Rodzice dziewczyny rozpoczęli trwające wiele miesięcy zabiegi prawne o wyegzekwowanie decyzji o odłączeniu od respiratora. Ojciec Karen wystąpił do sądu o uznanie go prawnym opiekunem córki i o pozwolenie na wyłączenie respiratora. Sąd pierwszej instancji nie udzielił takiego pozwolenia. Do prośby opiekuna przychylił się jednak stanowy Sąd Najwyższy w styczniu 1976 roku. Swoją decyzję wyprowadził z konstytucyjnego prawa każdego obywatela, a więc i pacjenta do prywatności. Przypomnę, że z prawa tego skorzystał trzy lata wcześniej Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych w sprawie Roe przeciwko Wade uznając, iż mieści się w nim także prawo do przerwania lub utrzymania ciąży. Natomiast w kazusie Karen Quinlan sąd po raz pierwszy stwierdził, że konstytucyjne prawo do prywatności jest na tyle szerokie, iż pozwala rodzinie umierającego niekompetentnego pacjenta podjąć decyzję o odłączeniu go od aparatury podtrzymującej życie. W ten sposób zostało ono rozciągnięte na przypadki, w których pozwala się choremu umrzeć. Stanowy Sąd Najwyższy upoważnił dwóch lekarzy – neurologa i pulmonologa – opiekujących się Karen do odłączenia respiratora. Zasugerował także, choć nie zażądał tego, aby w podobnych przypadkach nadzorującą rolę spełniały szpitalne komisje etyczne. Realizacja postanowienia Sądu napotkała na duże trudności ze strony lekarzy i administracji szpitala. Częściowego usprawiedliwienia niechęci lekarzy do podporządkowania się decyzji Sądu można poszukiwać w ówczesnym stanowisku Amerykańskiego Towarzystwa Lekarskiego. Zrównało ono w 1975 wyłączenie respiratora motywowane przyzwoleniem na śmierć chorego z eutanazją, a tę – z morderstwem. W administracji szpitala zakomunikowano matce Karen, że tutaj nie zabija się ludzi. Zdziwienie musi budzić fakt, że nie tylko szpital w Denwer, ale także wiele innych katolickich szpitali potraktowało decyzję Sądu jako kolejny krok na równi pochyłej otwartej sprawą Roe przeciwko Wade i prowadzącej ku zabijaniu niewinnych ludzi. W efekcie opisanych okoliczności lekarze prowadzący nie wyłączyli respiratora i nie pozwoli pacjentce umrzeć, lecz podjęli próbę odzwyczajenia jej od korzystania z tego urządzenia poprzez wyłączanie go jedynie na pewien coraz dłuższy czas. Zadanie to powiodło się i w końcu maja 1976 roku Karen zaczęła oddychać w pełni samodzielnie. Rodzicom chorej nie wyjaśniono dokładnie na czym polega procedura odzwyczajania i do jakich efektów może doprowadzić. Pacjentkę umieszczono w domu opieki, w którym regularnie odwiedzała ją rodzina. Po dziesięciu latach pobytu w nim Karen zachorowała na zapalenie płuc. Rodzice nie wyrazili zgody na podanie antybiotyków i dziewczyna zmarła w obecności matki w czerwcu 1987 roku [1]. Źródło: Kazimierz Szewczyk, Bioetyka, Państwowe Wydawnictwo PWN, Warszawa 2009. [1] G.E. Pence, Classic Cases in Medical Ethics, op. cit., s. 29-38. |