POLSKI  ENGLISH

BIOETYKA / ETYKA MEDYCZNA - Kazusy
Kazus Moniki A. - opis

Monika A. cierpi na poronienie nawykowe. Taką diagnozę postawiono po dwukrotnej utracie przez nią ciąży. W wieku 30 lat zaszła w ciążę po raz trzeci. Początkowo rozwój płodu przebiegał prawidłowo, co wykazały badania ultrasonograficzne (USG) i profil hormonów.

Niestety pacjentka zaczęła plamić i zaniepokojona tym zdarzeniem pojechała do szpitala klinicznego w uniwersyteckim mieście. W wyniku badań na izbie przyjęć i wykonaniu USG stwierdzono brak tętna płodu. Pacjentkę przyjęto i umieszczono w Klinice Medycyny Płodu i Ginekologii. Po dwóch dniach wykonano kolejne USG. Podobnie jak za pierwszym razem obraz był niewyraźny, jednak z pewnością potwierdzono brak tętna, co pozwoliło postawić diagnozę o obumarciu ciąży.

Płaczącą Monikę A. lekarze zawiadamiają o wypisaniu ze szpitala. W historii choroby napisano: „Ciężarna przyjęta do Kliniki z powodu objawów zagrażających poronieniem oraz podejrzenia ciąży obumarłej. Zalecono kontrolne badania USG. Wypisana do domu w stanie ogólnym dobrym z ciążą zachowaną”.

Przed wyjściem ze szpitala pacjentce zalecono zgłoszenie się do Kliniki po upływie około tygodnia. Według pani Moniki lekarze nie udzielili jej odpowiedzi na tak ważne dla niej pytania: czy jest dalej w ciąży, czy nie? czy może płód już się rozkłada, gdyż obraz na monitorze ultrasonografu był taki niewyraźny? czy ma poronić w domu i czy to jest dla niej bezpieczne?

Dyrektor szpitala stwierdził, że postępowanie podległych mu lekarzy było właściwe. Jest to, jak zapewnił, przyjęty tryb działania w przypadkach podejrzenia ciąży obumarłej. Mając na celu dobro pacjentki lekarze zakładają, że mogli się pomylić, konieczne jest zatem kolejne badanie po upływie tygodnia. „Niech kobieta nie myśli, że jej ktoś żywą ciążę usunął.” Na pytanie dziennikarza, czy „nie można było powiedzieć tego wszystkiego pani Monice”? dyrektor odpowiedział: „Może rzeczywiście ktoś czegoś nie powiedział. [...] Ale przecież nie ustalimy, jak było, bo nikt się nie przyzna”.

Po dwu dniach od wypisania ze szpitala chora poroniła. Opowiada dziennikarzowi o przeżyciu: „Strasznie krwawiłam, czułam, że coś mi się w brzuchu urywa. Wyleciał cały płód. Ale najgorszy był psychiczny ból. Czy wiesz, że dziecko w 10. tygodniu ma około 10 centymetrów. Są rączki, nóżki, głowa”.

Monika A. postanowiła pojechać do innej lecznicy – Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. W niej na izbie przyjęć powiedziano chorej, że wypisanie z poprzedniego szpitala było „spychologią”.

Dyrektor Centrum i zarazem wojewódzki konsultant ds. położnictwa i ginekologii prof. Przemysław Oszukowski potwierdził słowa swojego odpowiednika z poprzedniego szpitala: „Tu nie złamano prawa. W Anglii panią Monikę potraktowanoby pewnie tak samo”. Jednocześnie dodał istotne uzupełnienie. Fakt, iż nie naruszono prawa, nie oznacza, „że postąpiono właściwie. [...] lepiej poczekać z wypisem pacjentki, aż się dokona poronienie. Tylko i wyłącznie ze względu na jej komfort i subiektywne poczucie bezpieczeństwa. Bo to nieludzkie wypisywać ze szpitala kobietę, która właśnie traci trzecią ciążę” [1]. „Niestety, lekarze zbyt często koncentrują się na zdrowiu somatycznym. Powinni pamiętać o psychologii” [2].

Kazus opisał K. Sz.


[1] A. Czerwiński, Niech poroni w domu, „Gazeta Wyborcza” z dnia 4 grudnia 2009, s. 2.

[2] ACZ, Powinni życzliwie porozmawiać, „Gazeta Wyborcza” (wydanie łódzkie) z dnia 8 grudnia 2009, s. 5.