| |||
ETYKA W BIOTECHNOLOGII - KazusyKazus Baby M. - opis5 lutego 1985 roku w nowojorskim Noel Keane Infertility Center podpisano kontrakt macierzyński, nazywany też macierzyństwem zastępczym. Stronami umowy byli Mary Beth Whitehead i William Stern. Za stronę kontraktu trzeba uznać także Richarda Whiteheada, męża Mary Beth. Wyraził on zgodę na inseminację żony nasieniem W. Sterna. William Stern pozostawał w związku małżeńskim z Elizabeth Stern. Pani Stern nie była bezpłodna. Jednakże, cierpiąc na łagodną postać stwardnienia rozsianego (sclerosis multiplex), obawiała się, że ciąża może przyspieszyć rozwój choroby i nasilić jej objawy. Według medycznych autorytetów, ryzyko negatywnego wpływu brzemienności na zdrowie kobiety było „minimalne”, niemniej strach pani Stern był realny. Sternowie byli dobrze sytuowaną rodziną. Oboje pracowali, on jako pediatra, ona – jako biochemik, a ich roczne dochody wynosiły ok. 89.500$. Rodzinę Whiteheadów finansowo utrzymywał pan Whitehead pracując jako kierowca w firmie oczyszczania. Z powodu problemów z alkoholem istniało niebezpieczeństwo utraty zatrudnienia. W czasie podpisywania kontraktu i następujących po nim rozpraw sądowych pani Whitehead zajmowała się domem i dwojgiem dzieci. Mary Whitehead w kontrakcie zgodziła się na inseminację nasieniem Sterna, doprowadzenie ciąży do porodu i przekazanie noworodka Sternom. Zobowiązała się także do zrzeczenia się swoich praw macierzyńskich w stosunku do dziecka. Po akcie zrzeczenia się państwo Stern mieli adoptować noworodka. Pani Stern nie była stroną umowy. Jednak w kontrakcie zawarto klauzulę przyznającą jej wyłączną opiekę nad dzieckiem w razie śmierci pana Sterna. Wyłączenie jej z umowy podyktowała najpewniej konieczność zabezpieczenia się przed podejrzeniem o sprzedaż dziecka. Mary Witehead częściowo scedowała prawo do aborcji na Williama Sterna. Umowa nakładała na nią obowiązek poddania się aborcji na żądanie pana Sterna po stwierdzeniu wrodzonych bądź genetycznych wad płodu. Sama mogła się zgodzić się na ten zabieg w dwu sytuacjach: zdiagnozowania „fizjologicznych nieprawidłowości” płodu i zagrożenia jej „fizycznego zdrowia”. Państwo Whitehead przyjmowali na siebie ryzyko związane z ciążą, łącznie ze śmiercią matki. Sternowie zobowiązali się do zapłaty pani Whitehead 10.000$ po urodzeniu się dziecka i przekazaniu go panu Stern. Zapłatę nazwano „rekompensatą za usługi (services) i wydatki”. W kontrakcie zaznaczono wyraźnie, że zapłaty nie można w żaden sposób interpretować jako wynagrodzenia za zrzeczenie się praw rodzicielskich albo jako zapłaty za zgodę na oddanie noworodka do adopcji. Na mocy odrębnej umowy Sternowie zapłacili 7.500$ Noel Keane Infertility Center. Pani Whitehead w okresie przed podpisaniem umowy z W. Sternem zaangażowała się w macierzyństwo kontraktowe z innym małżeństwem. Jednak po kilku nieudanych zabiegach sztucznej inseminacji zrezygnowano z dalszych prób. W tym właśnie czasie Sternowie dowiedzieli się w Infertility Center o możliwości zaaranżowania przez tę instytucję macierzyństwa kontraktowego oraz poznali Mary Whitehead. 6 lutego 1985 roku rozpoczęto realizację kontraktu i po kilku próbach inseminacji, po upływie miesiąca, pani Whitehead zaszła w ciążę. W przewidzianym terminie i bez komplikacji 27 marca 1986 urodziła się dziewczynka nazywana w kazuistyce Baby M. W szpitalu, w którym odbywał się poród nic nie wiedziano o kontrakcie i państwo Whitehead wydawali się szczęśliwymi rodzicami dziecka. Noworodek na świadectwie urodzin nazywał się Sara Elizabeth Whitehead. Sternowie bez przeszkód, ze strony Whitehedów odwiedzili dziewczynkę w szpitalu. LNiemal w chwili urodzenia dziecka pani Whitehead zrozumiała, że nie powinna rozstawać się z córeczką. Poczuła z nią więź już w czasie ciąży. Pierwsze sygnały tej łączności pojawiły się w szpitalu. Pani Whitehead po usłyszeniu, że Sternowie chcą wybrać imię dla dziecka wybuchła płaczem i wyznała, że nie jest pewna, czy chce oddać Sarę. Opowiadała też, że dziewczynka jest bardzo podobna do jej drugiej córki. Mimo tej niepewności matka wywiązała się z umowy i oddała niemowlę Sternom 30 marca, już po powrocie do domu. Państwo Stern z wielką radością przyjęli dziecko. Dali jej na imię Melissa i planowali dalsze wychowywanie. Zdawali sobie sprawę z emocjonalnego kryzysu pani Whitehead, nie byli jednak świadomi jego głębokości i wpływu, jaki będzie miał na ich powiększoną rodzinę. Już w dniu oddania dziecka kobietę ogarnął niepokój i „nieznośny smutek”. Nazajutrz przyjechała do Sternów i powiedziała im o swoim cierpieniu. Stwierdziła, że musi pobyć z Sarą choćby przez tydzień. Sternowie byli zaskoczeni i przestraszeni zdesperowaniem kobiety. Zgodzili się oddać Melissę na pewien czas obawiając się, że pani Whitehead może popełnić samobójstwo i jednocześnie wierząc, że dotrzyma słowa i odda Baby M. Tak się jednak nie stało. Dziecko odebrali siłą dopiero po czterech miesiącach. Kiedy zrozumieli, że M. Whitehead dobrowolnie nie odda dziewczynki, William Stern zwrócił się do sądu o egzekucję kontraktu. Obawiał się – i słusznie – że pani Whitehead będzie chciała przed rozprawą opuść stan (New Jersey) z Sarą. Kiedy urzędnik sądowy przyszedł w asyście policji do domu Witeheadów, Mary Whitehead uciekła z dzieckiem podanym jej przez okno. Po ucieczce wyjechała wraz z mężem do Kalifornii. Początkowo zamieszkali u swoich rodziców. Potem przez następne trzy miesiące, aby uniknąć aresztowania, zmieniali hotele, motele i domy. Co pewien czas Mary Whitehead rozmawiała przez telefon z Williamem Sternem. W rozmowach nagranych za poradą prawnika powtarza się motyw prawa, moralności i siły w połączeniu z groźbami popełnienia przez panią Wihetead samobójstwa i uśmiercenia dziecka. Pojawia się też fałszywe oskarżenie Sterna o seksualne molestowanie starszej córki Whiteheadów. Ostatecznie Sternowie ustalili miejsce pobytu Whiteheadów i odebrali dziewczynkę siłą po dodatkowym postępowaniu sądowym na Florydzie. Orzeczenie sądu pierwszej instancji przyznające Sternom opiekę na dzieckiem na czas trwania postępowania zostało potwierdzone wyrokiem sądu wyższej instancji. Pani Whitehead otrzymała zezwolenie na ograniczone odwiedziny córki. Sternowie złożyli apelację domagając się oddania Melissy na stałe pod ich opiekę, odebrania Sternom praw rodzicielskich i zgody na adopcję, słowem żądali prawnego potwierdzenia, że Melissa pod każdym względem jest ich dzieckiem. Postępowanie sądowe rozpoczęte 5 stycznia 1987 roku trwało 32 dni w czasie przekraczającym 2 miesiące. Przesłuchano 23 świadków i 15 ekspertów. Większość ich świadectw zmierzała do pokazania, że stwierdzenie rodzicielstwa leży w najlepiej pojętym interesie dziecka. Adwokat powodów Gary Skoloff uzasadniał pogląd, że za odebraniem Witeheadom praw rodzicielskich i ustanowieniem Sternów rodzicami przemawia zarówno teoria zawierania umów, jak i teoria najlepiej pojętego interesu dziecka. Szczególnie niekorzystna dla Mary Whitehead była opinia jednego z ekspertów – psychiatry Marshalla Schechtera. Wyraził w niej pogląd, że ucieczka z niemowlęciem podanym jej przez okno była aktem nieprzewidywalnym i impulsywnym świadczącym o „pogranicznym (na granicy psychozy) zaburzeniu osobowości”. Farbowanie włosów uznał za objaw „narcystycznych zaburzeń osobowości”. Ekspertyza Schechetera wzbudziła zdziwienie i oburzenie wśród części kobiet. Ponad 100, między innymi, Susan Sontag i Meryl Streep, sygnowało dokument By These Standards We Are All Unfit Mothers. [1] Harold Cassidy, prawnik Whiteheadów, w mowie końcowej podkreślał, że Elizabeth Stern nie była bezpłodna, jak powiedziano jego klientom i że na odebranie praw rodzicielskich prawo zezwala tylko w przypadku porzucenia dziecka albo stosowania wobec niego przemocy. Ostrzegł, iż potwierdzenie przez sąd kontraktu może doprowadzić do eksploatacji jednej klasy Amerykanów przez drugą. „I zawsze to będą żony robotników firm oczyszczania, które muszą rodzić dzieci pediatrów”. 31 marca 1987 sąd potwierdził ważność kontraktu i formalnie ogłosił Williama Sterna ojcem Melissy. Mary Beth Whitehead złożyła apelację do Sądu Najwyższego stanu New Jersey. Kwestionowała w niej kontrakt zastępczy wskazując, między innymi, na jego sprzeczność z polityką rodzinną. W stanie New Jersey polityka ta cel rodziny widzi w wychowaniu dziecka przez oboje rodziców, co wyklucza skarżona umowa. Narusza ona także konstytucyjne prawo matki do obecności przy dziecku, do bycia z nim i towarzyszenia mu. Kontrakt unieważnia roszczenia pani Whitehead do opieki sankcjonowanej zarówno najlepszym interesem, jak i mającą podstawę w polityce rodzinnej, która powinna zmierzać do osłabiania takich umów. Adwokat strony apelującej zasugerował, że standardem oceny najlepiej pojętego interesu w przypadku zastępczego kontraktu powinno być pozostawienie dziecka z matką, jeśli nie wykazano u niej niezdolności do opieki nad nim. Tej cechy nie stwierdzono u M. Whitehead, przeciwnie – pokazano, że jest dobrą matką dla swoich starszych dzieci. Pani Whitehead w tłumaczeniu swojego zachowania powoływała się na silną presję wywieraną na nią przez „mylne” orzeczenie sądu nakazujące oddanie dziecka. Presja ta i miłość do Sary były błędnie interpretowane jako przejaw wad charakteru wrogich najlepszemu interesowi dziewczynki. Sąd Najwyższy w dniu 3 lutego 1988 roku: Sędzia Robert Wilentz na wstępie uzasadnienia niezgodności z prawem kontraktu macierzyńskiego zwrócił uwagę na „widoczną niespójność” w postępowaniu sądu niższej instancji (§ 54). Z jednej strony, uznał on ważność umowy jednakże – z drugiej – skupił się na poszukiwaniu przesłanek najlepiej pojętego interesu Baby M., tak jakby żaden kontrakt nie zobowiązywał stron do zgodnego z nim postępowania. Takie rozłożenie akcentów sugeruje, że sąd miał świadomość braku znaczenia umowy w orzekaniu opieki nad dzieckiem. Kluczowa dla niego jest bowiem – pisze R. Wilentz – zasada najlepiej pojętego interesu. Nieważność kontaktu wynika z jego sprzeczności: Umowa była tak skonstruowana żeby nie naruszyć prawnego zakazu płacenia i przyjmowania pieniędzy wiążącego się z przekazaniem dziecka do adopcji. Państwo Stern nie byli stronami zastępczego kontraktu, a pieniądze były zapłatą za usługę – nie za adopcję. Jedynym zaś celem umowy było oddanie dziecka W. Sternowi jako naturalnemu i biologicznemu ojcu. Infertility Center zapłacono za prawną reprezentację, porady, prace administracyjne i inne usługi. Mimo tych zabezpieczeń dla sądu jest jasne, że opłaty były wnoszone i akceptowane w związku z adopcją. Najważniejszym zadaniem Infertility Center było de facto znalezienie matki zastępczej dziecka przeznaczonego do adopcji. Centrum Bezpłodności było także aranżerem działań prowadzących do tego rezultatu. Również wiele cech kontraktu świadczy, że strony wiedziały, iż płacą za adopcję, np. w przypadku urodzenia martwego dziecka M. Whitehead miała otrzymać tylko 1.000$. Sąd wskazał na „wewnętrzne zło barteru dziećmi” (§ 74). Na jego uzasadnienie można przywołać „miriady” powodów. Dzieci są sprzedawane bez brania pod uwagę czy kupujący będą dobrymi rodzicami. Naturalna matka nie jest właściwie wspomagana radą i pomocą w decyzji, która może zaważyć na całym jej życiu. Bodźce finansowe stawiają pod znakiem zapytania wolność jej decyzji. Rodzice adaptacyjni nie znają w pełni „medycznej historii” rodziców naturalnych. Jednym słowem, potencjalnym rezultatem sprzedaży dzieci jest eksploatacja wszystkich stron w nią zaangażowanych. Sędzia Wilentz stwierdził, że w świetle obowiązującego prawa kontrakt nie może być podstawą zrzeczenia się praw rodzicielskich. Sąd odróżnił bowiem wymogi związane z zrzeczeniem się praw rodzicielskich w sytuacji adopcji dokonywanej prywatnie od warunków, które należy spełnić, gdy adopcję prowadzą wyspecjalizowane i zarejestrowane agencje. W pierwszych okolicznościach ani zgoda, ani dobrowolne ich przekazanie, brane z osobna, nie stanowi prawnej racji dla zrzeczenia się praw rodzicielskich. Aby takie zrzeczenie się było możliwe, potrzebny jest jasny i przekonujący dowód, że zdrowie dziecka i jego rozwój już są albo mogą być poważnie zagrożone przez relacje rodzicielskie, rodzice nie są zdolni albo nie chcą usunąć tego zagrożenia, a pozbawienie ich praw rodzicielskich nie przysporzy więcej zła niż dobra (§ 78). Infertility Center nie było agencją adopcyjną. Stąd do ewentualnego zrzeczenia się praw doszłoby w miejscu prywatnym. Sąd odwołując się do precedensów wskazał także na niewystarczalność „języka najlepszych interesów” do odebrania praw rodzicielskich. Obowiązek dostarczenia wspomnianych wyżej jasnych i oczywistych dowodów daleko przekracza wymogi teorii najlepszego interesu. Sędzia odnosząc tę konkluzję do rozpatrywanego przypadku stwierdził, że nic w przedstawionych mu materiałach z zeznań świadków i ekspertów nie usprawiedliwia odebrania praw rodzicielskich Mary Whitehead. A bez takiego kroku nie można rozpocząć procedury adopcyjnej. Kolejnym problemem rozważanym przez sąd było zagadnienie nieodwołalności decyzji o przekazaniu praw rodzicielskich. Legislatura wyraźnie specyfikuje warunki ważności takiej decyzji, podobnie jak decyzji o zrzeczeniu się opieki nad dzieckiem. Aby zrzeczenie było nieodwołalne musi być dokonane na rzecz agencji i spełniać określone warunki formalne, np. należy go dokonać na piśmie. Staranne określanie warunków nieodwracalności przekazania praw rodzicielskich ściśle ograniczające sytuacje, w których może być ważne, wynika z poważnych następstw takiego kroku. Kontrakt zastępczy – konkluduje sąd – nie spełnia żadnych warunków formalno-prawnych nieodwracalności decyzji. Co więcej, zrzeczenie się opieki następuje tu na rzecz strony prywatnej. Stąd jako bezprawne, nie może być także nieodwracalne (§ 96). Zdaniem sądu umowa zastępcza stoi w sprzeczności z wyznacznikami polityki społecznej. Podstawowe założenie kontraktu daje naturalnym rodzicom jeszcze przed urodzeniem dziecka przywilej podejmowania decyzji, które z nich będzie sprawowało nad nim opiekę. Jest ono niezgodne z prawnym wymogiem wskazującym na najlepiej pojęty interes dziecka jako czynnik determinujący przekazanie opieki (§ 102). Kontrakt zastępczy gwarantuje ciągłą separację dziecka od jednego ze swoich rodziców. Natomiast w interesie społecznym leży, aby potomstwo jak najdłużej przebywało z obojgu rodzicami. Prawo adopcyjne uważa za „niezbędną i pożądaną ochronę dziecka przed niepotrzebnym oddzieleniem dzieci od biologicznych rodziców”. Według sądu niepożądane skutki naruszania tego wymogu najwyraźniej ujawnia kontrakt zastępczy. Dziecko, zamiast rozpoczynać życie w największym z możliwych spokoju i bezpieczeństwie, skazywane jest na wojnę między ojcem i matką (§ 103). Kontrakt zastępczy narusza także równość praw naturalnych rodziców, niezależnie od ich stanu małżeńskiego. Umowa ta daje ojcu pełnię praw do dziecka unieważniając prawa matki. Kontrakt zobowiązuje naturalną matkę do przekazania praw do dziecka zanim rozpozna łączącą ją z nim siłę więzi. Nie może więc nigdy podjąć w pełni wolnej i świadomej decyzji, a zgoda dana przed urodzeniem się dziecka jest – w „najbardziej istotnym znaczeniu” – jest zawsze zgodą „niepoinformowaną”. Opłata dodatkowo pogłębia ten brak wolności w decydowaniu (§ 108). „Nieomal wszystko zło usprawiedliwiające zakaz opłaty pieniężnej w związku z adopcją istnieje w takim kontrakcie”. Fakt, że nabywcą jest biologiczny ojciec stanowi tylko czynnik łagodzący niedopuszczalny proceder sprzedaży dzieci (§ 111). Sąd pokazał, że w kontekście adopcyjnym „główna różnica” między niechcianą ciążą jako zdarzeniem niezamierzonym i macierzyństwem zastępczym jako zdarzeniem planowanym jest „w rzeczywistości nieistotna”. Początkowo stanowi ona źródło silniejszej sympatii dla matki, która nie planowała ciąży i chce oddać dziecko do adopcji niż dla matki zastępczej. Jednakże pełniejsza refleksja pokazuje, że „istotowe zło” jest w obu przypadkach takie same – czerpanie korzyści z sytuacji kobiety (niechciana ciąża albo potrzeba pieniędzy) w celu zabrania dziecka. Różnica jest tu jedynie różnicą stopnia (§ 117). Obie strony odwoływały się do Konstytucji zarówno stanowej, jak federalnej. Źródła argumentów konstytucyjnych były w istocie takie same: prawo do prywatności, prawo do prokreacji przywoływane przez Sternów czy prawo do towarzyszenia dziecku, do którego odwoływała się Mary Whitehead. Zdaniem sądu, prawo do prokreacji jest prawem do posiadania naturalnych dzieci czy poprzez obcowanie seksualne, czy też przez sztuczną inseminację. Pan Stern nie był tego prawa pozbawiony. Także nie była go pozbawiona pani Whitehead – Baby M. jest jej dzieckiem. Natomiast prawo do prokreacji nie obejmuje opieki nad potomstwem, jego wychowywania i towarzyszenia mu. Uznanie, że prawo do prokreacji uprawnia Williama Sterna do opieki nad Melissą oznaczałoby zarazem, że nie daje ono Mary Whitehead takiego uprawnienia do opieki nad Sarą (§ 140). Sąd nie rozpatrywał konstytucyjnego prawa do towarzyszenia, argumentując, że w świetle prawa i polityki społecznej odebranie Mary Whitehead praw rodzicielskich jest nieważne i powinny być powódce przywrócone. Nie ma więc potrzeby decydować, czy ten sam rezultat byłby osiągnięty poprzez odwołanie się do Konstytucji. W dalszym ciągu orzeczenia sędziowie ustosunkowali się do prawa do opieki (custody). Po stwierdzeniu nielegalności kontraktu sąd musiał rozpatrzyć tę kwestię bez odwoływania się do odpowiedniej klauzuli w umowie zastępczej. Oznacza to, że w rozpatrywanym przypadku nie była poruszana kwestia ewentualnego odebrania praw rodzicielskich, lecz sąd musiał zdecydować, w której z rodzin Baby M. będzie się lepiej żyło. Takie postawienie sprawy dyktuje także i to, że żadne z biologicznych rodziców dziewczynki nie odrzuciło jej. Co więcej, nie ma poważnych przesłanek aby stwierdzić, że któreś z nich nie nadaje się na rodzica (§ 151). Przypomnę, że prawnik państwa Whitehead twierdził, iż opisane w ekspertyzach zachowania mające świadczyć o zaburzeniach osobowościowych Mary Whitehead były spowodowane decyzją sądu niższej instancji przyznającej Sternom prawo do opieki nad Baby M. na czas trwania procesu. Sędziowie nie zaprzeczyli, że postępowanie pani Whitehead mogło być efektem pomyłki sądu. Jednak jest ono faktem niezależnie od przyczyn, które je wywołały. Musi być zatem wzięte pod uwagę, gdyż nie można karać dziecka za ewentualne błędy sądu. Po rozpatrzeniu pozostałych okoliczności – między innymi, finansowych kłopotów Whiteheadów i zdolności Mary Whitehead do zaspokajania potrzeb edukacyjnych syna – Sąd Najwyższy orzekł, że w najlepiej pojętym interesie Melissy leży przyznanie Sternom prawa do opieki nad nią (§ 157). Sędziowie po jego przyznaniu stwierdzili, że „pani Whitehead była raczej surowo osądzona przez sąd i część ekspertów”. Rzeczywiście była winna złamania kontraktu. Jednak sugerowanie, że matka powinna rozstać się bez walki ze swoim nowonarodzonym dzieckiem jest oczekiwaniem czegoś pozostającego „poza normalnymi ludzkimi zdolnościami”. Sąd nie znał autorytetu, do którego można się odwołać na usprawiedliwienie sugestii, że „moralna jakość jej aktu w takich okolicznościach powinna być osądzana przez odwołanie się do kontraktu podpisanego przed zajściem w ciążę”. Zdaniem sądu, trudno jest ważyć cierpienia obu stron. Cierpieli Sternowie, cierpiała Mary Beth Whitehead. „A jeśli – zastanawiali się sędziowie (§ 158) – wyjdziemy poza cierpienie w kierunku oceny ludzkich aktywów uwikłanych w walkę, jaką wagę powinniśmy związać z jej dziewięcioma miesiącami ciąży, urodzeniem dziecka, ryzykiem dla jej życia w porównaniu do zapłaty, oczekiwania dziecka i donacji spermy?” Sąd Najwyższy w konkluzji orzeczenia stwierdził, że nigdzie nie znajduje prawnego zakazu zastępstwa w sytuacji, gdy matka zastępcza jest ochotniczką nie pobierającą zapłaty za surogację i przysługuje jej prawo zmiany decyzji, aby mogła potwierdzić swoje rodzicielskie prawa (§ 182). Melissa Stern osiągnąwszy 18 rok życia zwróciła się do sądu o wypowiedzenie praw rodzicielskich Mary Whitehead i sformalizowanie w drodze adopcji praw rodzicielskich Sternów. [2] [3] Kazus opisał Kazimierz Szewczyk [1] Gale Cengage Learning, Women’s History. In the Matter of Baby M: 1988 [2] J. Johnson Lewis, Baby M. Surrogate Motherhood Case, About. com; [3] New Jersey Supreme Court, In re Baby M, 537 A.2d 1227, 109 N.J.396, New Yersey, 2 marca 1988 ; |