| |||
ETYKA W BIOTECHNOLOGII - KazusyCiężko chora pacjentka pod opieką córki-lekarki - komentarzJako lekarza nurtują mnie fundamentalne pytania, na które do końca nie znalazłam odpowiedzi, a mianowicie: czy lekarz ma prawo podejmować leczenie bliskich w poważnych przypadkach i w ten sposób decydować o zdrowiu i życiu swojej najbliższej rodziny? Czy względy emocjonalne i uczuciowe nie przesłaniają logiki myślenia i słuszności podejmowanych decyzji? Jedna z mających długą już tradycję, niepisanych zasad profesji głosi, że chirurg nie powinien operować swoich najbliższych, bo emocje mogą przeszkodzić mu w podejmowaniu odpowiednich działań. Ale czy lekarz internista, specjalista medycyny rodzinnej, ma prawo leczyć poważnie chorych najbliższych? Z jednej strony, jak można nie leczyć osoby o tę pomoc proszącą, wręcz żądającą jej, mającej pełne zaufanie i szczerze deklarującej: „przy tobie nic złego mnie nie spotka”. Z drugiej zaś, jak nie zagubić racjonalności swego lekarskiego postępowania i profesjonalizmu, które są podstawą trafności podejmowanych decyzji? Idąc dalej tą drogą, racjonalność lub brak racjonalności postępowania można de facto ocenić już tylko z perspektywy czasu i przeżytego doświadczenia. Czy córka-lekarka, wywierając presję na klinicystów i wymuszając hemodializę matki-pacjentki, w pełni zdawała sobie sprawę, że nie przedłuża dobrostanu życia chorej, ale wydłuża proces umierania, nieuchronny ze względu na wiek, zaawansowanie schorzenia oraz choroby towarzyszące? Można przyjąć, że matka-pacjentka przewieziona do szpitala w stanie śpiączki mocznicowej była osobą w stanie terminalnym, osobą umierającą. Patrząc z punktu widzenia prawa do umierania z poszanowaniem godności i spokoju pacjenta, należy zastanowić się, czy w istocie wymuszona przez córkę na swoich kolegach-lekarzach decyzja o podjęciu hemodializy była naprawdę słuszna? A z drugiej strony rzecz ujmując, czy niewdrożenie hemodializy nie byłoby zaniechaniem ratowania życia? Wszakże o stanie terminalnym mówimy wówczas, gdy nieodwracalnie rozpoczął się proces biologiczny, który w sensie czasowym może trwać względnie długo, nawet do 6 miesięcy, lub stosunkowo krótko, może dynamizować się i słabnąć. A więc czy już w dniu pierwszej hospitalizacji nadszedł czas zaprzestania „uporczywej terapii i stosowania środków nadzwyczajnych” (art. 32.1. Kodeksu etyki lekarskiej)? Zwłaszcza, że kontynuacja takiego leczenia doprowadziła do sytuacji, gdy umieranie nie było już godne i spokojne; przeciwnie – było tylko przedłużeniem stanu terminalnego o jakieś trzy lata, podtrzymywaniem funkcji życiowych, za cenę stopniowej degradacji człowieczeństwa pod każdym względem. Czy gdyby wtedy córka zaprzestała walki o hemodializę dla matki postąpiłaby zgodnie z prawem i etyką profesjonalną, czy też wbrew nim? A jeśli dochodzi do tego jeszcze głos własnego sumienia, a nie tylko prawno-etycznego obowiązku, której instancji powinno się podporządkować własne postępowanie? Nie ratując pani A.P., nie walcząc o dializę, być może w osądzie własnego sumienia córka uśmierciłaby matkę. Decydując się na leczenie napotkała dylemat moralny: czy działaniem tym przedłużyła życie pacjentki w pełnym tego słowa znaczeniu, czy jedynie naraziła na narastające cierpienia, upokorzenia, uzależnienie od osób trzecich, niedołęstwo, całkowitą niesprawność. A już po podjęciu decyzji o prowadzeniu hemodializy, kiedy już wiadomo było, że procedura nie poprawi stanu zdrowia chorej, czy lekarze prowadzący te zabiegi mieli prawo, a nawet obowiązek powiedzieć „dość”, i czy wtedy córka-lekarka miałaby wystarczająco dużo odwagi, aby pogodzić się z ich decyzją? Niepokoi fakt, że w opisanym kazusie nie wspomina się o zdaniu matki: czy chciała być poddawana dializom? Czy córka nie zdominowała matki? Czy nie podjęła za nią decyzji leczenia, chcąc uspokoić swoje „profesjonalne” sumienie lub przeciwnie – nie mogąc się, jako córka, pogodzić ze stratą bliskiej osoby? Co do mnie, nie potrafię jednoznacznie rozstrzygnąć większości zasygnalizowanych tu dylematów. Nie znaczy to jednak, że postawione pytania powinny pozostać bez jednoznacznej odpowiedzi. Podobne przypadki się zdarzają. A jeżeli mają miejsce, to sądzę, że zjawisko to powinno być poddane głębszej analizie w celu uniknięcia wielu nieścisłości i nieszczęść. Natomiast jeżeli chodzi o sam epilog przedstawionej sytuacji, z całą odpowiedzialnością chcę stwierdzić, że podejmowanie działań resuscytacyjnych przy ostatniej hemodializie chorej było wbrew wszelkim zasadom postępowania etycznego lekarza, a uzasadnienie, że została poddana temu zabiegowi, bo chora jest matką lekarki, była niezgodna ze standardami etycznymi. Korzyść z analizy kazusu, jest taka, że z całą pewnością mogę odpowiedzieć na jedno z pytań postawionych na początku komentarza, stwierdzając: żaden lekarz w kontekście profesjonalnym i w normalnych okolicznościach nie powinien być odpowiedzialny za (prze)życie swoich najbliższych, ponieważ samo istnienie związków uczuciowych nigdy nie da mu pełnej możliwości poprawnego, rozsądnego, realistycznego i pozbawionego niepotrzebnych emocji racjonalnego myślenia. Konflikt ról dziecko (syn, córka) – lekarz (opiekujący się rodzicem) jest tu zbyt duży, aby jednostka mogła sobie z nim poradzić. Takie postawienie sprawy stawia pod znakiem zapytania przydatność często stosowanej w kręgach medycznych „praktycznej maksymy działania”: „jeśli nie wiesz jak postąpić w danym przypadku – zastanów się jakbyś leczył swoją matkę (ojca, dziecko)?”. Komentarz przygotowała Agnieszka Anna Piotrowska |