| |||
BIOETYKA / WPROWADZENIE - Kazusy>Śmierć i umieranie>Rezygnacja z podtrzymywania życiaŚmierć pacjentki z zaawansowaną chorobą Alzheimera - opis A.M., 60-letnia emerytowana nauczycielka mieszkająca samotnie od śmierci męża. Osoba towarzyska i doskonale radząca sobie z codziennymi obowiązkami. W bloku, w którym mieszkała, miała wielu znajomych oraz swoją wieloletnią przyjaciółkę. Potrafiła prowadzić z nimi wielogodzinne rozmowy, chodzić na spacery a nawet pomagać w zakupach. Jednakże od pewnego czasu jej dzieci obserwowały u niej nawracające objawy otępienia oraz coraz częstsze zapominanie o wielu sprawach. Potwierdziły ten stan osoby znajome, sąsiedzi a zwłaszcza jej przyjaciółka. Początkowo sytuacja nie wydawała się taka groźna, wszyscy sądzili, że niepokojące objawy są zwykłym następstwem wieku A.M. Jednak zdarzenia te stawały się coraz częstsze i pomimo znacznej pomocy rodziny w codziennych obowiązkach nie było poprawy. Kobieta wydawała się czasami nieobecna lub mówiła o rzeczach mających miejsce dawno temu. Zaczynała zapominać nazwy podstawowych przedmiotów oraz imiona osób, które znała od lat. Przyjaciółka Pani A.M. poinformowała jej dzieci o tym, co ją zaczęło niepokoić w zachowaniu koleżanki. Razem zdecydowano się na rozmowę z lekarzem pierwszego kontaktu z prośbą o zdiagnozowanie mamy. Wstępny wywiad wskazał na Alzhaimera. Diagnoza dla chorej i rodziny brzmi jak wyrok, oznacza to, że osoba pełna życia, ucząca innych całe życie, będzie zależna od innych. Rodzina opiekowała się chorą, jednak choroba postępowała. Po roku od postawienia diagnozy chora przestała poznawać swoje dzieci, miała problem z codziennymi czynnościami. Dzieci kobiety postanawiają, że mama wymaga całodobowej opieki – w tym celu jeden z jej synów wprowadza się do niej. Na czas jego nieobecności wynajęto pielęgniarkę. Pomimo usilnych starań jest coraz gorzej. Cały sprzęt w domu został podpisany, złączono opis, do czego służy. Wszędzie widniały karteczki przypominające o podstawowych czynnościach. Codziennie przypominano mamie, że musi zjeść, zamknąć drzwi, że nie wolno jej włączać gazu itp. Mimo to sytuacje takie jak odkręcanie gazu, uciekanie z domu były częste. Kobieta zaczęła wyobrażać sobie, że ktoś ją okrada, ktoś inny chciał na nią napaść, zaczęła bać się wychodzenia z domu - nawet na spacer z bliskimi czy pielęgniarką. Ponieważ jej stan w ciągu kolejnego roku znacznie się pogorszył pomimo podawania leków, skonsultowano to z innym lekarzem. Ten zalecił zwiększenie dawki leku, co niestety skończyło się na osłupieniu pacjentki i zaburzeniu snu. W tym czasie przeprowadzono procedurę ubezwłasnowolnienia pacjentki. W trzecim roku dołączają się objawy wskazujące na zapalenie płuc. Pojawiają się duszności, gorączka oraz dreszcze. Dołącza się do tego ostry ból pod łukiem żebrowym. Wymagane jest leczenie szpitalne. Pierwsze badania w lecznicy nie wskazują na nic poza zapaleniem płuc. A.M. poddana zostaje w szpitalu dalszym gruntownym badaniom. W ich wyniku stwierdzono zarys zatoru w klatce piersiowej, w którym zaczął zbierać się płyn. Pomimo dużych dawek leków przeciwbólowych, antybiotyków oraz leków rozszerzających drogi oddechowe, duszności oraz bóle nasilają się. Pacjentka ma podłączany tlen i wdrożone wielokierunkowe leczenie. Niestety jej stan się wciąż pogarsza, a pani A.M. bardzo cierpi. Zapada decyzja o konieczności przeprowadzenia zabiegu operacyjnego. Biorąc pod uwagę stan chorej, zgodę na zabieg podpisała rodzina, pomimo sprzeciwu samej pacjentki, która w momentach przebłysku świadomości – bardzo zmęczona chorobą – chciała już umrzeć. W czasie zabiegu lekarze stwierdzają guz. Badania śródoperacyjne potwierdzają raka. Stan chorej był tak poważny – między innymi liczne przerzuty – że zastanawiano się, czy w ogóle wybudzać pacjentkę po operacji. Nie wybudzając, dadzą jej szansę na spokojną śmierć. Przy jej stanie zdrowia ma niewielkie szanse na liczące się przeżycie. Jednak po zabiegu pacjentka została wybudzona. Na prośbę rodziny lekarz nie poinformował chorej o nowotworze. Po tygodniu pani A.M. zmarła przeżywszy prawie trzy lata od zdiagnozowania choroby Alzheimera. Zdaniem jej dzieci te ostatnie – najcięższe miesiące zmagania się z chorobą – były korzyścią dla nich wszystkich, zacieśniły więzi emocjonalne oraz pokazały, że mogą na siebie liczyć w potrzebie. Według nich mama mimo demencji była szczęśliwa, bo czuła, że najbliżsi byli z nią przez cały czas, opiekowali się i kochali ją, przejawiając to w każdym „geście, słowie i uczynku” aż do końca. Kazus opisała Beata Marczyk. |