POLSKI  ENGLISH

ETYKA W POLITYCE - Kazusy
>Etyka wojny

Alianckie bombardowania miast niemieckich a sytuacja najwyższego zagrożenia - komentarz

opis

Celowe bombardowanie miast niemieckich przez lotnictwo alianckie rodzi szereg problemów moralnych i często bywa podawane jako oczywisty przykład naruszenia norm moralnych podczas działań wojennych toczonych w słusznej sprawie.

Zdaniem wielu autorów u podstaw norm moralnych mających rządzić działaniami zbrojnymi leży zasada podwójnego skutku (ZPS). Usprawiedliwia ona zabijanie niewalczących, ale wyłącznie jako niezamierzony, choć dający się przewidzieć skutek naszych uprawnionych moralnie działań (więcej na ten temat w kazusie: Alianckie bombardowania terenów okupowanych przez III Rzeszą a zasada podwójnego skutku i status cywilów). Od razu można więc uznać, że bombardowana miast niemieckich nie dają się usprawiedliwić przy użyciu ZPS – zabijanie cywilów, niszczenie ich domów były oficjalnymi i zaplanowanymi celami tych nalotów. W nalotach tych nie chodziło zazwyczaj o jakieś szczególne cele wojskowe lecz o zniszczenie infrastruktury, zastraszenie mieszkańców, zniszczenie ich domów. Moralny problem, przed którym tu stoimy jest więc następujący: czy na wojnie kiedykolwiek wolno świadomie i celowo zabijać cywilów licząc, że w ten sposób przyspieszy to koniec wojny?

Często podawanym usprawiedliwieniem tych nalotów jest odwet. Po bitwie o Anglię i niemieckich nalotach na angielskie miasta – twierdzą zwolennicy tego rodzaju usprawiedliwienia – Brytyjczycy także mieli prawo łamać reguły toczenia wojny. Choć teoria stosunków międzynarodowych zna pojęcie represaliów (czyli działań niezgodnych z prawem międzynarodowym, a będących reakcją na bezprawne działania wroga), to wydaje się, że zniszczenia w tej skali trudno byłoby usprawiedliwić moralnie w ten właśnie sposób (tym bardziej, że prawo międzynarodowe zakazuje – i zakazywało także w czasie wojny – stosowania działań odwetowych uderzających w ludność cywilną lub jeńców wojennych). Tak więc nawet jeśli przyjęlibyśmy (na co powoływał się Churchill podczas wojny), że większość Brytyjczyków popierała te naloty chcąc zemścić się za zniszczenie Londynu i nagminne łamanie przez niemieckich żołnierzy praw wojny to nie usprawiedliwiałoby to jeszcze moralnie nalotów. To, że wśród nas są zbrodniarze, nie zwalnia nas z zakazu popełniania zbrodni – a warunki wojny nie uchylają tego zakazu. Ponadto, nie wydaje się, by celem nalotów – jak to jest w przypadku represaliów – miało być jednorazowe naruszenie reguł wojny, które ma skłonić przeciwnika do ich przestrzegania. Cel alianckich nalotów był jasny: wygrać wojnę dzięki osłabieniu „morale” narodu niemieckiego, zamienić niemieckie miasta w miejsca, w których nie da się normalnie żyć i pracować. Bombardowanie – pisał Churchill w swoich wspomnieniach – „stworzy warunki nie do zniesienia rzeszom niemieckiego społeczeństwa”.

Innym sposobem usprawiedliwiania nalotów jest twierdzenie, że tak naprawdę zwyczajni Niemcy nie byli niewinni, ich status był inny niż cywilów francuskich czy polskich. To Niemcy wybrali Hitlera i w tym czasie dość aktywnie popierali toczoną przez niego wojnę. To oni zatem – w ostatecznym rozrachunku – sami odpowiadali za ryzyko, które na siebie sprowadzili. Takie uzasadnienie byłoby jednak dość niebezpieczne – musielibyśmy zrezygnować z klasycznego podziału na walczących i niewalczących i uznać, że dopuszczalnym moralnie celem ataku na wojnie nie są wyłącznie walczący, ale wszyscy ci, którzy są przyczynowo odpowiedzialni za wywołanie zagrożenia (takie stanowisko zajmuje np. J. McMahan). Ale nawet wtedy bombardowanie miast nie było właściwym środkiem na ukaranie tych odpowiedzialnych za wybuch wojny – wystarczy, że uświadomimy sobie jaki odsetek mieszkańców tych miast stanowiły dzieci do 15 roku życia.

Wielu obrońców strategii nalotów zwraca uwagę, że II wojna światowa to nie była zwykła wojna – z takim wrogiem jak III Rzesza i w tej konkretnej sytuacji historycznej wolno było (a nawet trzeba było) pozwolić sobie na więcej. W sytuacji najwyższego zagrożenia (supreme emergency), gdy zagrożone są najważniejsze wartości naszej cywilizacji, należy złamać reguły właśnie po to – argumentują zwolennicy tej koncepcji, np. M. Walzer – by zagwarantować ich przestrzeganie w przyszłości. Warto zauważyć, że nie chodzi tu o zwyczajny rachunek użyteczności (np. kalkulację tego typu: opłaca się zabić 300 tys. cywilów niemieckich, by przyspieszyć zakończenie wojny o rok, bo rok walk pochłonie jeszcze więcej ofiar). Chodzi o to, że gdy zagrożone są wartości najwyższe wolno więcej – a właściwie wolno wszystko. Wedle M. Walzera, nie zdejmuje to z nas winy – już zawsze będziemy mieć „brudne ręce” – ale będziemy w pewien sposób wytłumaczeni (w ten sposób koncepcja Walzera nie jest ani absolutystyczna ani konsekwencjalistyczna).

Warto zwrócić uwagę, że wedle tej ostatniej – najbardziej obiecującej – próby moralnego usprawiedliwienia alianckich nalotów na miasta niemieckie odwołującej się, naloty te były usprawiedliwione tylko w 1940 i 1941 rokiem, kiedy to wiele wskazywało, iż zwycięstwo nazistowskich Niemiec jest bliskie i nieuchronne, zaś bombowce były jedyną brytyjską bronią ofensywną. Sytuacja zmieniła się po włączeniu się USA do wojny i pierwszych klęskach niemieckich. Można śmiało stwierdzić, że o ile powołanie się na sytuację najwyższego zagrożenia mogło by usprawiedliwiać niektóre naloty we wczesnej fazie wojny, to zbombardowanie Drezna w lutym 1945 roku, kiedy klęska Niemiec była już oczywista, nie daje się usprawiedliwić w ten sposób.

Nalot na Drezno – podobnie jak zrzucenie bomb atomowych na Hiroshimę i Nagasaki (patrz kazus: Zrzucenie bomb atomowych na Japonię) – można próbować usprawiedliwić nie poprzez odwołanie się do sytuacji najwyższego zagrożenia, lecz do rachunku użyteczności (warto zabić kilkadziesiąt tysięcy cywili, by szybko skończyć wojnę i uchronić od śmierci znacznie większą liczbę tak żołnierzy, jak i cywilów). Ponieważ jednak ten rodzaj argumentacji napotyka poważne trudności nawet w przypadku Hiroshimy i Nagasaki, to tym ciężej byłoby go zastosować w przypadku Drezna. Nie wydaje się bowiem, by ten nalot w jakiś zasadniczy sposób przyczynił do się do skrócenia wojny, a tym samym zmniejszenia liczby ofiar.

W sprawie moralnego uzasadnienia zabijania na wojnie, które różni się od tradycyjnie przyjętego kryterium rozróżnienia walczących i niewalczących patrz:
J. McMahan, Etyka zabijania na wojnie, w: T. Żuradzki, T. Kuniński (red.), Etyka wojny. Antologia, PWN, Warszawa 2009.

Omówienie pojęcia „sytuacji najwyższego zagrożenia” można znaleźć w:
M. Walzer, Wojny sprawiedliwe i niesprawiedliwe, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2010, rozdz. 16 Stan najwyższego zagrożenia;
D. Statman, Supreme Emergencies Revisited, „Ethics” t. 117, s. 58-79.

Klasyczny artykuł omawiający problem „brudnych rąk”:
M. Walzer, Political Action: The Problem of Dirty Hands, „Philosophy & Public Affairs” 1973, t. 2, nr 2, s. 160-180.

opracował Tomasz Żuradzki