| |||
ETYKA W POLITYCE - Kazusy>Etyka wojnyWojna sześciodniowa a kryteria dopuszczalności uderzenia wyprzedzającego - komentarz Zasadniczy problem związany z wojną sześciodniową polega na tym, czy można ją uznać za dopuszczalny przykład uderzenia wyprzedzającego. Uderzenie wyprzedzające jest pojęciem wojskowym, opisuje ono sytuację, w której wojska danego kraju, spodziewając się nieuchronnego ataku ze strony wroga, uderzają jako pierwsze, by zyskać militarną przewagę i zaskoczyć przeciwnika. Pojęcie uderzenia wyprzedzającego nie należy mylić z pojęciem wojny prewencyjnej (choć w konkretnych przypadkach to, czy daną wojnę należy określić jednym czy drugim mianem może być sporne). Wojna prewencyjna to konflikt, który wybucha na długo wcześniej niż pojawia się jakiekolwiek zagrożenie ze strony państwa atakowanego. Można powiedzieć, że wojnę prewencyjną wszczyna się właśnie dlatego, bo atakujący przewiduje, iż państwo zaatakowane może w bardziej odległej przyszłości zagrozić pozycji państwa atakującego (stąd tak często pojęcie wojny prewencyjnej kojarzone bywa z pojęciem równowagi sił). Z tych dwóch typów konfliktów zbrojnych uderzenie wyprzedzające daje się znacznie łatwiej usprawiedliwić moralnie. Problem z usprawiedliwieniem uderzenia wyprzedzeniowego sprowadza się do tego, czy w obronie własnej – na co podczas wojny sześciodniowej powoływał się Izrael – wolno uderzyć pierwszemu? Zgodnie z prawem międzynarodowym, a także – jak się wydaje – powszechnymi intuicjami moralnymi, w stosunkach międzynarodowych odpowiedzieć przemocą można wyłącznie w przypadku, gdy wcześniej doszło do jakiegoś innego aktu przemocy (najazd zbrojny, poważne naruszenie praw człowieka w danym kraju będące podstawą do interwencji humanitarnej). W tym sensie stosunki międzynarodowe różnią się od indywidualnej obrony własnej, kiedy to mamy moralne przyzwolenie na to by zaatakować jako pierwsi, gdy tylko widzimy, że ktoś zamierza nas zabić (posługując się przykładem J.J. Thomson z artykułu Obrona własna: kiedy widzę, że w moją stronę zmierza ciężarówka, a prowadzi ją mój zaciekły wróg, który wielokrotnie groził, iż mnie zabije, a teraz najwyraźniej zamierza zrealizować groźbę, to – jeśli tylko mam taką możliwość – mam prawo zastrzelić tego kierowcę). W przypadkach indywidualnych zastosowanie takiego kryterium jak w przypadku stosunków międzynarodowych (czyli uznanie, że przemoc jest dopuszczalna wyłącznie jako odpowiedź na jakiś wcześniejszy akt przemocy) właściwie nie pozwalałoby się nam bronić (w przywołanym przypadku ciężarówki, wolno by było się bronić dopiero po tym, jak ciężarówka by nas przejechała). Wydaje się, ze jest to więc jeden z tych przypadków, gdzie nie ma zastosowania analogia krajowa (czyli usprawiedliwienie użycia przemocy przez państwo za pomocą analogii do dopuszczalności stosowania przemocy przez jednostkę). Etycy odwołujący się do tradycji utylitarystycznej są bardziej skłonni do usprawiedliwiania wojny prewencyjnej lub uderzenia wyprzedzającego. Konsekwencje niewalczenia – twierdzą – mogą być znacznie gorsze, niż wszczęcie konfliktu. Krytycy utylitaryzmu odpowiadają, że przemoc jest dozwolona wyłącznie w odpowiedzi na przemoc m.in. dlatego, że bardzo trudno jest przewidywać co się stanie w przyszłości (co widać także na przykładzie wojny sześciodniowej). W maju i na początku czerwca 1967 r. kraje arabskie jawnie oświadczały, że nie uznają Izraela, a także, że zamierzają go wkrótce zaatakować i zetrzeć z powierzchni ziemi, jednakże – jak się później okazało – nie przygotowywały żadnej takiej inwazji. A same groźby słowne – tak w przypadku stosunków międzynarodowych jak i relacji pomiędzy jednostkami – nie są wystarczającą podstawą prawną ani moralną, by odpowiedzieć przemocą (wydaje się, że nie mam prawa, by zabić w obronie własnej, gdy mój przeciwnik jedynie twierdzi, że chce mnie zabić, choć w rzeczywistości tego nie zamierza). Odpowiadanie przemocą na groźby słowne, które nie są poparte czynami wydaje się nieproporcjonalne. A jednak zdaniem niektórych autorów, w tym Michaela Walzera, izraelski atak na Egipt 5 czerwca był moralnie usprawiedliwiony. Dzieje się tak dlatego, że niekiedy to, co się liczy, to nie obiektywny stan rzeczy, ale subiektywne przekonanie działających. Izraelską napaść wolno nam usprawiedliwić tak samo, jak wolno nam usprawiedliwić sytuację, w której zabijamy naszego zaciekłego wroga, który mierzy do nas z pistoletu oświadczając jednocześnie, iż zamierza nas zastrzelić (choć w rzeczywistości wcale tego nie zamierza albo w jego pistolecie nie ma naboi, leczy my o tym nie wiemy). Analogicznie, na przełomie maja i czerwca 1967 roku ważny z moralnego punktu widzenia był nie obiektywny stan rzeczy, lecz subiektywne przekonanie władz Izraela (a także wielu międzynarodowych obserwatorów i ludności cywilnej), że atak z trzech stron jest nieuchronny, a jeśli do niego dojdzie, to zagrozi on samemu istnieniu państwa Izrael. Takie moralne usprawiedliwienie nie wynika więc ani z natury sił zbrojnych Izraela (składających się głównie z rezerwistów), ani z tego, że de iure to Egipt rozpoczął napaść blokując Cieśninę Tirańską, ale głównie z tego, iż wszystkim wydawało się, że atak jest nieuchronny. W tym wypadku to nie obiektywne zagrożenie, lecz subiektywne – choć oparte na bardzo mocnych świadectwach – usprawiedliwia zadanie pierwszego, wyprzedzającego uderzenia (co sprawia, że analogia do obrony indywidualnej jest bliższa rzeczywistości niż się to pierwotnie wydawało). Tym samym istnienie takich przypadków wskazuje na wyjątek od ustanowionego w Karcie NZ całkowitego zakazu używania siły (lub groźby jej użycia). W sprawie problemu dopuszczalnych granic obrony własnej na poziomie indywidualnym patrz: J.J. Thomson, Obrona własna, w: T. Żuradzki, T. Kuniński (red.), Etyka wojny. Antologia, PWN, Warszawa 2009. W sprawie filozoficznej analizy uderzenia wyprzedzającego i wojny prewencyjnej (szczególnie w kontekście ostatnich wojen w Afganistanie i Iraku) patrz: H. Shue, D. Rodin, Preemption: Military Action and Moral Justification, Oxford University Press, Oxford 2007. opracował Tomasz Żuradzki |