| |||
ETYKA W POLITYCE - Kazusy>Etyka wojnyAmerykańska operacja „Przywrócić nadzieję” w Somalii a moralne problemy związane z interwencją humanitarną - komentarz Przyjęło się uważać, że dopuszczalność zbrojnej interwencji humanitarnej zależy od spełnienia kilku kryteriów: interwencja ta musi być proporcjonalna, konieczna oraz dawać uzasadnione nadzieje na osiągnięcie sukcesu (nie można bowiem używać siły, jeśli nie ma się podstaw, by sądzić, że osiągnie się zamierzony, pozytywny skutek – przemoc i zabijanie są zbyt poważnymi sprawami, by angażować się w nie „na próbę”). Czy interwencja w Somalii – w takim kształcie, jaki ostatecznie przyjęła – spełniała powyższe kryteria? Wielu komentatorów uznaje, że interwencja ta nie była konieczna. Zabiegi oenzetowskiego negocjatora Mohammeda Sahnouna przyniosły pewne efekty i istniała możliwość pokojowego „dogadania” się z lokalnymi władzami klanowymi (szczególnie tymi, które zainteresowane były pokojem) w sprawie dystrybucji żywności i pomocy humanitarnej. Celem interwencji humanitarnej ma bowiem być właśnie pomoc humanitarna – w Somalii było to ratowanie życia ludzi ginących z głodu – a nie egzekwowanie sprawiedliwości, łapanie złoczyńców czy ustanawianie sprawiedliwych rządów. Realizowanie tych ostatnich celów jest znacznie bardziej problematyczne, wymaga też znacznie większych sił (co widać na przykładzie drugiej wojny w Iraku). Jest też znacznie bardziej problematyczne moralnie, bo stosunkami międzynarodowymi rządzi zasada nieinterwencji. Zasadę tę podważać można w wyjątkowych okolicznościach, np. wtedy, gdy lokalny tyran łamie prawa człowieka na wielką skalę (choć można twierdzić, że w Somalii tak naprawdę nie było interwencji w wewnętrzne sprawy państwa, bo państwo to jako całość nie istniało wtedy – brak było jednolitej władzy centralnej, a wyprawa ta bardziej przypominała ekspedycję na ziemię niczyją). Ale czy zasadę nieinterwencji mamy podważać także w imię innych celów? Czy mamy np. próbować z zewnątrz ustanowić ład i porządek w jakimś kraju? Czy mamy innym pomagać zdobyć samodzielność? Niektórzy (M. Walzer powołując się na poglądy w tej sprawie J.S. Milla) uważają, że interwencje zbrojne w sprawy innego państwa należy ograniczyć wyłącznie do takich przypadków naruszeń praw człowieka, które „wstrząsają sumieniem ludzkości”, a wszystkie inne przypadki zostawić własnemu losowi. Każda wspólnota musi bowiem udowodnić, że jest w stanie „wziąć sprawy w swoje ręce”, a jeśli nie jest w stanie tego zrobić, to nie zasługuje na samodzielność. Inni (S. Caney) są skłonni rozszerzać prawo (czy też obowiązek) interwencji humanitarnej także na inne przypadki. Im więcej jednak dopuszczalnych moralnie przypadków interwencji zbrojnej, tym więcej problemów związanych z tym, kto jest zobowiązany zapewnić ład po interwencji (niekiedy tę wiązkę zagadnień określa się mianem ius post bellum). N. Wheeler zauważa, że w Somalii po osiągnięciu początkowych sukcesów w zakresie dystrybucji pomocy humanitarnej, siły międzynarodowe pod amerykańskim dowództwem, niedoceniając lokalnych warunków, zbyt intensywnie zaangażowały się właśnie w ustanawianie sprawiedliwości siłą, walkę ze zbrojnymi watażkami, konfiskowanie broni etc. W ten sposób nie tylko przestały być siłami wyłącznie humanitarnymi, a próbowały spełnić rolę lokalnego rządu, wojska i policji w jednym, co było niewykonalne przy ówczesnych siłach i co przyczyniło się do utraty autorytetu w oczach miejscowej ludności, która zaczęła je traktować jak okupantów. W rezultacie doprowadziło to do klęski całej operacji, w Somalii do dziś trwa wojna domowa, a kraj nie ma centralnego rządu. Somalijska klęska przyczyniła się też do wstrzemięźliwości w podejmowaniu następnych decyzji dotyczących interwencji humanitarnych, a w szczególności podczas rzezi w Ruandzie w 1994 roku. Interwencja w Somalii wskazuje też na istotne problemy z zakresu podejmowania przez demokratycznie wybrane władze decyzji pod presją opinii publicznej. Wydaje się, że to media były główną siłą sprawczą, która doprowadziła do podjęcia przez administrację George’a H. W. Busha decyzji o interwencji w 1992 r. Transmitowane w TV obrazy masowo umierających z głodu Somalijczyków „wstrząsnęły sumieniem Ameryki”. Jednak już rok później telewizyjne transmisje z krwawych walk w Mogadiszu, obrazy ciał amerykańskich marines bezczeszczonych na ulicach miasta, tłumy Somalijczyków protestujących przeciw amerykańskiej interwencji wywołały reakcję odwrotną – choć amerykańskich ofiar było relatywnie niewiele (np. w porównaniu do drugiej wojny w Iraku) Amerykanie zaczęli się zastanawiać, dlaczego ich żołnierze mają nieść pomoc krajowi, w którym tak naprawdę nikt ich nie chce. Na tym przykładzie widać, jak poważne zobowiązania zaciągają ci, którzy podejmują decyzję o interwencji – temu, kto wkracza do danego kraju, by ratować jego ludność przed śmiercią głodową, nie wolno wycofać się po pierwszych niepowodzeniach, w pewien sposób bierze bowiem na siebie odpowiedzialność także za to, co pozostawia po sobie. Naprowadza nas to na kluczowe problemy moralne związane z interwencją humanitarną. W jakich okolicznościach interwencja taka jest nie tylko dopuszczalna moralnie, ale i obowiązkowa? Jakich poświęceń mamy wymagać od żołnierzy w imię zagwarantowania pomocy humanitarnej? Czy politycy mają obowiązek udzielania pomocy odległym narodom i poświęcania życia żołnierzy swojego kraju, gdy nikt nie grozi mu atakiem ani jego interesy nie są zagrożone? Wyczerpujący opis wydarzeń w Somalii w latach 1992-1994, a także ocenę amerykańskiej interwencji z moralnego i prawego punktu widzenia można znaleźć w: Rozważania na temat zasady nieinterwencji i wyjątków od niej, patrz: Omówienie argumentów za i przeciw interwencjom humanitarnym patrz: W sprawie moralnych problemów związanych z ustanawianiem ładu powojennego patrz: opracował Tomasz Żuradzki |